W piątek 22.04.2016 r. o godz. 17.00 uroczyście otworzono Pawilon Józefa Czapskiego w Krakowie. Najpierw w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego przy ul. 3 Maja 1 zgromadzili się zaproszeni goście, by wysłuchać oficjalnych przemówień i podziękowań.
– Nie chcemy, by było to muzeum wyłącznie biograficzne. Mamy nadzieję, że będzie to miejsce tętniące życiem – powiedział dr hab. Andrzej Betlej, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.
Poeta Adam Zagajewski w specjalnie przygotowanym filmie, który jest zaproszeniem do odwiedzania tego miejsca tak mówi:
„Mam taką teorię, że jakbyśmy szukali idealnego Polaka, to jest nim Józef Czapski, bo my nie mamy w naszej kulturze jednego człowieka, twórcy, który by w sposób najdoskonalszy był człowiekiem. Nieskończenie podziwiam jego twórczość, jego człowieczeństwo, sposób, w jaki odnosił się do innych ludzi i bardzo chciałbym, żeby istniał w polskiej kulturze obecnej, żeby nie był tylko +pamiątką+ z dawnych czasów. Myślę, że ten pawilon bardzo się do tego przyczyni, żeby Czapski z rejonu czcigodnych zmarłych przeniósł się do naszego obecnego życia”.
Po części oficjalnej wszyscy goście przeszli do Pawilonu Józefa Czapskiego.
Wśród zaproszonych gości byli obecni darczyńcy ze Szwajcarii: Barbara i Richard Aeschlimannowie, którzy podarowali do Pawilonu Józefa Czapskiego 12 obrazów malarza. Można je wszystkie oglądać na wspaniale przygotowanej wystawie na I piętrze, a także obok pokoju Józefa Czapskiego na II piętrze. Obok nich są także obrazy z kolekcji Muzeum Narodowego oraz z kolekcji Michała Popiela z Pałacu w Kurozwękach.
Pawilon Józefa Czapskiego mieści się przy ulicy Piłsudskiego 14, obok Muzeum im. Emeryka Hutten – Czapskiego. Ten bardzo prosty w formie biały budynek, doskonale wpisał się w trudną do zagospodarowania działkę i specyficzny pejzaż starych krakowskich oficyn. Biała, skromna ściana z podpisem Józefa Czapskiego wita gości i zarazem zaprasza do środka. Pięknie zagospodarowane otoczenie z białymi kulami – lampami, które po zmierzchu rzucają wokół światło i nadają intymną atmosferę temu miejscu dopełnia całość. Warto zasiąść w kawiarni, urządzonej w stylu francuskim i rozczytać się w książkach, które Józef Czapski dotykał swoimi rękami i które wnikliwie czytał, o czym świadczą liczne podkreślenia i dyskusje zapisane na marginesach, które są dialogiem czytelnika – Józefa Czapskiego – z autorem.
Nowoczesny, inteligentny budynek, w którym przy budowie zastosowano najwyższej klasy technologie – nawet takie, które Amerykanie stosują przy budowie statków kosmicznych – jest bogaty wewnątrz w najnowocześniejsze systemy do prezentacji muzealnych. Stała wystawa na II piętrze budynku, która pokazuje życie Józefa Czapskiego przygotowana została tak, by młody widz zainteresował się bogatą historią świadka wydarzeń XX wieku i mógł z tą wiedzą wejść do zrekonstruowanego przez Krystynę Zachwatowicz – Wajdową pokoju malarza, w którym mieszkał od 1947 r. aż do śmierci w 1993 r.
Pokój na górze – taka nazwa przylgnęła do jego skromnego pokoju na I piętrze siedziby paryskiej „Kultury”. Tam malował, czytał i przyjmował gości. Jeszcze wyżej – już na poddaszu – miała pokój jego siostra Maria Czapska, a obok niego znajdowała się mała kuchnia rodzeństwa Czapskich, w której spożywali posiłki (po 1960 r.) Na parterze budynku mieściła się redakcja Instytutu Literackiego, w której od wczesnych godzin porannych redaktor Jerzy Giedroyć rozpoczynał prace oraz kuchnia, w której posiłki jedli pozostali mieszkańcy Kultury.
Krystyna Zachwatowicz – Wajda po wystawie malarstwa Józefa Czapskiego w Warszawie, w roku 1986 w Muzeum Archidiecezjalnym otrzymała list od malarza:
Ale losy poszły zupełnie inaczej i dopiero w późnej starości przeżyłem un jour d’extase, to znaczy wiadomość, że moje obrazy były wystawione w Polsce i że były przyjęte ze wzruszeniem, i nawet ze łzami niektórych najbliższych. I nagle odczułem, że choć część moich obrazów trafiła do Polski i że właściwie o to całe życie mi chodziło. Ta wystawa w Polsce to był naprawdę mój dzień uniesienia…
Bardzo chcieliśmy, żeby na tę wystawę przyjechał do Polski – wspominała – ale niestety okazało się to niemożliwe.
Dzisiaj – mówiła Krystyna Zachwatowicz – Wajda „dzięki wspaniałomyślnym gestom możemy na wystawie pokazać Jego obrazy i spełnić, choć częściowo, jego marzenie. A zrekonstruowany pokój – dzięki życzliwości dyrektora Stowarzyszenie Instytut Literacki „Kultura” w Paryżu, Wojciecha Sikory – jest wyposażony w autentyczne okna, drzwi i półki na książki i pozwala nam wejrzeć w intymną przestrzeń życia Józefa Czapskiego”.
Andrzej Wajda tak napisał we wspomnieniu o pierwszym spotkaniu z pisarstwem Józefa Czapskiego:
„W czasie wojny i niemieckiej okupacji, mając 15 lat, przeczytałem napisaną przez Czapskiego przed wojną monografię Józefa Pankiewicza, która wprowadziła mnie w świat zmagań z malarstwem jako sztuką, która nie ogranicza się do ilustrowania rodzimej historii, czy malowania nastrojowych krajobrazów i rodzajowych scen, lecz rządzi się własnymi prawami i surowym rygorem. Tu zobaczyłem też pierwszą kolorową reprodukcję polskiego malarstwa, która zaczynała tę książkę. Była to zachwycająca kolorowa reprodukcja „Kwiatów” Pankiewicza”.
Adam Zagajewski w eseju tak napisał o autorze „Na nieludzkiej ziemi”:
„Mamy kłopot z Józefem Czapskim – nasz świat zaludniony przez specjalistów, świat, gdzie przymiotnik “interdyscyplinarny” (niezbyt to piękne słowo) może brzmieć już tylko ironicznie lub utopijnie, nie bardzo potrafi sobie poradzić z postacią wybitnego bardzo artysty, malarza i znawcy sztuki, który był też uczestnikiem i świadkiem tragicznych wydarzeń, żołnierzem, kronikarzem, redaktorem, podróżnikiem mimo woli, patriotą i kosmopolitą równocześnie. Był także znakomitym pisarzem, autorem prozy która nie ustępuje najlepszym stronicom Białoszewskiego czy Iwaszkiewicza”.
W Pawilonie Józefa Czapskiego są eksponowane także wybrane dzienniki.
O nich sam tak pisał:
„Od jeszcze mojej wczesnej młodości zapisywałem w kajetach moje filozofie (Pożal się Boże), cytaty książek jeszcze mnie żywiły, i moje przeważnie jęki z moich lat – Kraków, Paryż przeważnie wypisane z tekstów. Pisałem rzadko, jeszcze w [19]39 był to dziwny stos kajetów, wszystkie przepadły . (Dziennik, IX 1979).
Janusz S. Nowak – kustosz w Muzeum Narodowym w Krakowie, specjalista, który najlepiej zna pismo Józefa Czapskiego tak napisał o dziennikach:
„Czapski dbał o wszystkie swoje dzienniki z wielką pieczołowitością. Dzienniki wojenne i powojenne (1942–1949) oprawione były w półpłótno i tekturowe okładki. Oprawy dzienników z lat 1950–1965 zaopatrzył Czapski w czarne, płócienne okładki, natomiast dziennikom z lat 1966–1991 nadał oprawy z szarego, ale bardziej szlachetnego płótna. Format dzienników był dość różnorodny – od zwykłych zeszytów szkolnych (tzw. rosyjskich tietradów), jakie można było kupić w sklepach w Rosji Sowieckiej, poprzez formaty większe, aż po dzienniki z ostatnich 25 lat życia Czapskiego, które mają formę znanych nam dobrze tradycyjnych albumów do fotografii (w formacie A-4).
Dziennik towarzyszył Czapskiemu osobiście niemal w każdych okolicznościach w latach 1942–1991. Pojedyncze egzemplarze bywały niekiedy zagubione na skutek roztargnienia i zapomnienia pod wpływem zbyt emocjonujących rozmów prowadzonych w obozach wojskowych II Korpusu Armii Polskiej (Ruthba, Kilo), w kawiarni „Takliva” w chwili lądowania we Włoszech. Dla tzw. szczęśliwych znalazców okazywały się być jednak ewenementem literacko-artystycznym i zawsze nieoczekiwanie znalezione, były oddawane zrozpaczonemu właścicielowi. W dzienniku 2 czerwca 1976 roku, po wielu przypadkach zagubienia kajetów między Paryżem, Maisons-Laffite czy letnim wypoczynkiem nad Atlantykiem, prześmiewał się z siebie samego z czułą ironią, że łamał dane sobie uprzednio słowo:
Tych kajetów już nigdy nie wożę ze strachu, by ich nie zgubić. Wczoraj wziąłem ze sobą wszystko, zdaje się zgubiłem, bo nie znajduję. Skąd to istne zamiłowanie. Jakbym stracił oddech. Skąd to przywiązanie do tego złoża moich dzienników. Zarzucam Gide`owi, że płakał, […] kiedy żona spaliła mu wszystkie jego listy.
Wnikliwa lektura dzienników jest świadectwem, że o codziennej pisarskiej potrzebie Czapskiego jako diarysty w latach 1918–1948 wiedziało tylko nieliczne grono członków rodziny, przyjaciół i współpracowników.
W Pawilonie można przeglądać zdigitalizowane dzienniki . To gratka, zarówno dla pasjonatów sztuki, jak i dla zainteresowanych literaturą. Znajdą w nich przecież powklejaną korespondencję od pisarzy np. zabawne listy od Zbigniewa Herberta.
Autor. Elżbieta Skoczek