Czapski znalazł się w stolicy Francji w marcu 1945 roku. Autor Szkiców piórkiem, Andrzej Bobkowski przez rodzinę nazywany Dziukiem (od wileńskiego zdrobnienia imienia Andrzej – Andziuk) w marcu 1939 roku – na skutek między innymi nieporozumień rodzinnych – wyjechał wraz ze swoją żoną Barbarą do Paryża, gdzie spędził okupację współpracując z ruchem oporu. W latach 1945–1948 Bobkowski pracował u Józefa Czapskiego w Samodzielnym Wydziale Kultury i Prasy przy Delegaturze 2. Korpusu do spraw Uzupełnień we Francji, w tzw. placówce paryskiej. Do jego obowiązków należało m.in. zamawianie książek, gazet, wycinków prasowych, czytanie prasy polskiej i tłumaczenie artykułów na język francuski, a także czytanie artykułów w prasie zagranicznej o polskich sprawach oraz tłumaczenie ich na język polski, do wykorzystania ich w prasie emigracyjnej. Redagował biuletyn informacyjny, pisał analizy polityczne. Opowiadanie Bobkowskiego pt. Nekyia, znalazło się w pierwszym numerze Kultury na skutek prośby Józefa Czapskiego.
W Paryżu Bobkowski mieszkał skromnie. Państwo Payen pomogli jemu i Barbarze w pierwszych miesiącach pobytu, jeszcze przed wybuchem wojny. Mieszkali wówczas w Hotelu du Commerce przy rue Reuilly, zaś po wybuchu wojny przenieśli się do pokoiku na ostatnim piętrze kamienicy przy 20 rue Saint Lazare. W styczniu 1941 r. znowu zamieszkali w Hotelu du Commerce, gdy nastąpiło ochłodzenie w kontaktach z rodziną Payen.
Mając już 90 lat, Czapski w rozmowie z Andrzejem Mietkowskim tak wspominał Bobkowskiego:
„Człowiek takiej prostoty i takiej męskiej odwagi i prawdziwej przyjaźni, bez sentymentalności. Myśmy się stale widywali. Już wtedy zbieraliśmy się raz na tydzień, żeby omawiać sytuację polityczną na świecie, Jerzy Giedroyc takie spotkanie zorganizował. Bobkowski takie pismo prowadził, które się wysyłało do Londynu. Widywaliśmy się, ja nie miałem z nim takich bliskich stosunków, nie miałem, tylko tak, że go serdecznie lubiłem. (…) I nie zapomnę tej chwili. Raz byłem na wyspie św. Ludwika i nagle widzę na dole nad Sekwaną, pod mostem Pont du Neuf idzie taka parka zakochana. I tak mnie to zainteresowało. Popatrzeć na nich. Miło mi było na nich patrzeć. Okazuje się, że to był on z żoną. I że oni coś bardzo ważnego sobie mówili. No i ja im przerwałem, spotkaliśmy się. I on mi wtedy powiedział, pierwszy raz, to co zdaje się jeszcze nikomu nie mówił, że oni wyjeżdżają do Ameryki. Że mają tego dość, że chcą zacząć nowe życie. I to było bardzo wzruszające! I to było bardzo śmiałe. Przecież on wyjechał do Ameryki bez grosza. (…) To był człowiek wspaniale koleżeński i przy tym akcentujący, że nie znosi inteligentów, którzy nie umieją pływać i nie umieją w footbola grać. (…) Oderwana myśl była mu zawsze podejrzana. To jest jeden z ludzi, o których naprawdę, żebym chciał, nie mogę powiedzieć słowo krytyczne, tylko to co mówię teraz. Wdzięczność, że tego człowieka znałem” . Odsłuchaj rozmowę
Czapski w przedmowie do zbioru Coco de Oro także przypomniał chwilę, w której Bobkowscy podejmowali decyzję wyjazdu z Francji. Była to wczesna wiosna 1948 roku, piękna pogoda i on sam spacerował po Quai d’Orleans, na Wyspie św. Ludwika, kiedy od strony Biblioteki Polskiej spostrzegł ich spacerujących tuż przy Sekwanie. Podszedł do nich, lecz poczuł, że swoim pojawieniem się przerwał im jakąś ważną rozmowę. Kilka dni potem zdradzili mu tajemnicę, że opuszczają Francję, by udać się do Gwatemali. Byli szczęśliwi, optymistycznie nastrojeni przed nieznaną przygodą, gdyż autor Szkiców piórkiem zawsze marzył o dalekich podróżach, którymi „zaraził” go jego mistrz, pisarz Conrad. Powody swojej decyzji opuszczenia Francji, a szerzej ujmując problem Europy tak opisuje Bobkowski w liście (21 III 1948 r.) do swojego stryja , Aleksandra Bobkowskiego:
„Nie będę Ci pisał, co skłoniło mnie do tego. Powody są rozliczne i na pewno wielu z nich nie muszę Ci wyliczać. Poza przyczynami natury ogólnej i politycznej jest także kilka osobistych. Szkoda mi lat, szkoda sił na szamotanie się zupełnie beznadziejne, z którego JA osobiście nie mogę mieć tylko za kilka lat straszliwe zmęczenie, niezdolność do zrywu. Lata biegną, już dziś fizycznie nie jestem zdolny do tego, do czego jeszcze byłem zdolny pięć lat temu. Pracuję potwornie, a to, co zarabiam wystarcza mi zaledwie na przeżycie. I gdybym nawet więcej zarabiał, to co? Co z tego? Poza tym wiesz, że jestem naturą indywidualną. No i duszę się w tym całym bajorku europejskim. Muszę sobie szukać rozwiązania własnego, idę za głosem siebie. Trudno. Nie boję się tej stawki – wprost przeciwnie. (…) I wiesz – ja się cieszę, że mam jeszcze tyle energii, żeby zdobyć się na tę awanturę”.
Gdy Bobkowscy wyjechali w czerwcu 1948 r. do Gwatemali, Czapski starał się o zlecenia francuskie dla niego. Wynika to z korespondencji (Archiwum Józefa Czapskiego zgromadzone w Muzeum Narodowym w Krakowie) . W listach do Bobkowskiego Czapski stawia pytanie, czy w Gwatemali nie ma ochoty wyć? Na to Bobkowski odpowiedział mu: „Owszem, wyć z rozpaczy, że zamiast w 46 r. wyjechałem dopiero w 48”. Aniela Mieczysławska wraz z Józefem Czapskim starali się zdobyć także stypendium dla Bobkowskiego od fundacji Koestlera.
Kiedy po 13 latach Barbara i Andrzej Bobkowski przysłali Czapskiemu fotografię byli na niej nadal tacy uśmiechnięci, promieniujący zadowoleniem, choć śmierć Bobkowskiego była już tuż, tuż.
Dla autora Na nieludzkiej ziemi tych dwoje ludzi było wzorem kochającej się pary, nieprzemijalności gorącego uczucia. W wspomnianej już przedmowie Czapski przedstawił autora jako człowieka, który podejmuje trudne wyzwania, nawet wyrzekając się wszystkiego. Zaczynając od zera, potrafił realizować swoje marzenia i poświęcać się swoim pasjom. Nie znosił wszelkich oznak oportunizmu i tego patosu, który otacza ludzi. Swoje zamiłowania do modelowania zaszczepił młodym , gwatemalskim chłopcom, których nauczył trudnej sztuki konstrukcji i przekazał im całą swoją wiedzę. Zawsze Bobkowski na pierwszym miejscu swojej hierarchii wartości stawiał życie, stąd jego afirmacja, do której dochodzi się – jak pisał – na kilka chwil przed końcem życia. Porzucając Europę, wyzwolił się z zmurszałych ideologii, bo właśnie chciał przede wszystkim żyć, czyli pracować: pisać i prowadzić swój mały warsztat modelarski. Czapski cenił w jego pisarstwie to, co bezpośrednio wypływało z jego własnego doświadczenia. Jego opowiadania zawierają w sobie, jak wskazał autor Wspomnień starobielskich, nurt myśli, które odnoszą się do istoty pracy, śmierci, woli i miłości, a także dotykają kwestii strachu i odwagi. W swej delikatności poruszają płaszczyzny życia duchowego: wiary w Boga, modlitwy. Czapski podkreślił, że Bobkowski rzadko wyrażał je bezpośrednio, lecz często ukryte są one w metaforze, paradoksie czy żarcie lub niekiedy usytuowane są w tkance tekstu.
Bobkowski pisał sporadycznie do Kultury , ale nade wszystko prowadził bujną korespondencję z Jerzym Giedroyciem, którego „uważał już za swego rodzaju postać historyczną na emigracji”. Pomagał „Kulturze”, kiedy Giedroyciowi obcięto w Londynie wszelką pomoc. Wtedy to do Gwatemali , 6 lipca 1949 r. przyjechał z koncertami Witold Małcużyński, który pieniądze z występów przeznaczył na wydanie lipcowego numeru pisma. Jak napisał do stryja Bobkowski – pomagał robiąc „szum, tym bardziej że obecnie, w swoim tournée naokoło świata, on [Witold Małcużyński – przypis Elżbieta Skoczek] będzie sprzedawał swój rysunek – portret z autografem (rysował Czapski) na Kulturę.
11 lipca 1949 r. Bobkowski pisze do stryja (po tym, jak Giedroyc poprosił go), by Aleksander Bobkowski, który znał Michała Mościckiego wstawił się i poprosił, by ten z ramienia powstałego w Stanach Zjednoczonych Komitetu Wolnej Europy wsparł finansowo podróż Czapskiego i Stempowskiego do Stanów Zjednoczonych. Mieli oni zbierać pieniądze w czasie odczytów na specjalny numer Kultury w języku angielskim przeznaczony do dystrybucji na Stany Zjednoczone.
„Od siebie – pisał Andrzej do stryja – mogę dodać tylko, że gorąco polecam Ci tę całą sprawę. Giedroyc jest jednym z naprawdę ważnych ludzi na tej niepoważnej emigracji, człowiekiem ideowym i wiedzącym, czego chce, bez chęci warcholenia – co najważniejsze. Osobiście uważam, że w historii emigracji nie sposób będzie pomijać milczeniem jego osoby i osobowości. Proszę Cię bardzo, bardzo – zrób w tej sprawie tyle, ile tylko możesz. Proszę także o wstawiennictwo Stryjenki”.
W 1955 r. Bobkowski przyjechał do Europy z okazji udziału w konkursie latających modeli samolotów w Sztokholmie, odwiedził wówczas Paryż, Monachium i Genewę. W czasie podróży europejskiej spotkał się m.in. z Jerzym Giedroyciem i Aleksandrem Bobkowskim, stryjem, zięciem prezydenta Ignacego Mościckiego.
Józef Czapski z uwagą przeczytał jego Szkice piórkiem, choć w momencie ukazania się na łamach Kultury w 1957 roku nie docenił ich, gdyż wydawały mu się, że „zbyt zadzierzyście otwierają drzwi otwarte”. Sam Bobkowski wiedział o tym, bo pisał do Anieli Mieczysławskiej (list 13.05.1958 r.) :
„Józio nie odezwie się do mnie, bo Józiowi to się nie podobało. Na pewno zresztą w wielu punktach miałby rację, w innych nie – grunt jednak, że jako typy człowieka jesteśmy najzupełniej różni. Józio to jest par excellence artysta, intelektualista, poruszający się po najbardziej śliskich przestrzeniach z łatwością. Ja się na nich walę, bo ja tego nie jestem w stanie tak wyczuć, Według i właściwie artyzmu i intelektualizmu, który uprawia Józio, po prostu nie znoszę. Jest mi to obce. Gdybym miał siedzieć w Lafficie dłużej niż dwa tygodnie, to prawdopodobnie zacząłbym być niepoczytalny, bo tam od rana do nocy myśli chodzą tylko po wysokich nutach, jest tylko że „ten napisał”, „tamten powiedział”, „ów wyraził to” – o rany, to nie dla mnie. A jak przyjdzie jeszcze ten wymoczek Kot Jeleński, to idzie do Maryni [siostry Józefa Czapskiego – przypis Elżbieta Skoczek] na górę i tak dopiero dochodzi młócka problemów”.
Dopiero w 1961 roku, kiedy po śmierci autora Czapski napisał tekst, który znalazł się później jako przedmowa do Coco de Oro, znając życie pisarza dostrzegł, że z tych z dnia na dzień notowanych plastycznych obserwacji, komentarzy do wypadków i przeczytanych książek wyłonił się człowiek, który potwierdzał swoje zapisane myśli poprzez bujne zmaganie się z rzeczywistością, walkę i konsekwencję. Według niego odrzucał hipokryzję, oportunizm, zakłamanie, tchórzliwe uciekanie od odpowiedzialności i składanie jej na państwo. Autor Oka na wstępie przedmowy stwierdził, że Bobkowski – człowiek przysłaniał mu zawsze Bobkowskiego – pisarza. Dostrzegał w jego pisaniu pełne zaangażowanie się bez reszty, które pociągało pełną odpowiedzialność za wypowiadane opinie i myśli. Bliskie to było wszystkim tym twórcom, których tak cenił Czapski: Norwidowi, Brzozowskiemu czy Proustowi. Każde jego opowiadanie czy listy są przesiąknięte życiem, własnym doświadczenie. Ten „zawiedziony kochanek całej Europy” w swoich tekstach ukazywał nie tylko człowieka, lecz także wielką przyrodę. Komentował twórczość pisarzy, którzy wybrali życie i pisanie w Kraju i obdarzał ich często sarkastycznymi uwagami, lecz w każdej swojej opinii starał się powstrzymywać od bycia niesprawiedliwym. Droga mu była wolność, dlatego też tak uparcie odrzucał wszelkie systemy, które były tylko obietnicą wolności. Stąd jego konsekwentne odrzucanie komunizmu, a także krytyka rewizjonizmu, przy pomocy którego ludzie chcą osiągnąć jakieś nieokreślone pseudo-wolności, bez pozbycia się określonych form niewolnictwa.
Czapski jednak we wszelkich jego sądach, które odnoszą się do konkretnych ludzi, zarzucał mu to, że nie zawsze potrafił być obiektywny, bo nie starał się pomału rozwiązywać zagmatwanego węzła, lecz uciekał się do szybkiego przecinania go. Taki sposób, może nie do końca był słuszny, lecz – jak zaznaczył autor przedmowy – pokazywał zarazem zdolność jego do demaskowania nadętych póz, a tym samym zmuszał każdego z czytelników do zastanowienia się nad sobą samym.
Józef Czapski zastanawiał się także, kto podejmie się w przyszłości zbadania tej nie tak rozległej twórczości, która bogata jest w tak szlachetne i wnikliwe myśli. Coco de Oro to kolejny przykład prozy, która dotykając licznych, jakże niekiedy odległych spraw, przybliżała Bobkowskiego człowieka i pisarza. Pięknym aktem było pochowanie ciała pisarza w grobie rodzinnym doktora Quevedo, którego czterech synów przez 12 lat uczył modelarstwa.
Bobkowski odwiedził Europę 13 sierpnia 1956 r., kiedy to dzięki wsparciu finansowemu z Komitetu Wolnej Europy znalazł się w Amsterdamie; brał udział w mistrzostwach świata modeli latających w Szwecji, był w Niemczech. We wrześniu 1956 r. pojawił się w Maisons – Laffitte.
Bobkowski pod datą 9 czerwca 1959 r. w Szkicach piórkiem napisał:
„Porządki w moim sklepie, a jeszcze to, jeszcze tamto. W czasie porządków znalazłem kilka fotografii obrazów Józia Czapskiego. Jego akwarele, takie notatki „malarskie” mam na ścianie w moim pokoju. Anemony z podpisem „Andrzejkowi na szczęście. 12.06. 1948 r. Jedenaście lat temu. Minęły jak mgnienie oka. Jak to dobrze, że Józio nie wszedł w abstrakcję. Myślę o nim – odkryją jego obrazy, jak go już nie będzie”.
Z korespondencji z Jerzym Giedroyciem, z 1961 r. dowiadujemy się , jak żartobliwie mówił o Bobkowskim Czapski: „Dzieło sztuki i intelektu z trzema jajami”.
Bobkowski otrzymał też listem poleconym (lotniczym) książkę Oko wysłaną przez Czapskiego . Do przesyłki był dołączony szkic z Wenezueli. Bobkowski określił ten szkic jako „kapitalny” , który sobie od razu oprawił i powiesił. A o książce napisał do Giedroycia:
„To doskonała książka, uważam , że bardzo potrzebna. Józio zostanie sławnym malarzem – po śmierci. Może już tego nie zobaczymy, ale jestem pewien , że któregoś dnia jego obrazy pójdą w setki tysięcy. Niestety, gdy go już nie będzie. Jestem tego pewny”.
W takim samym tonie pisał także do Anieli Mieczysławskiej (list z 22.09.1959 r.):
„Cieszę się, że Józio jest rozmalowany. Jestem pewny, że on się przebije”. To słowa w odpowiedzi na list Anieli Mieczysławskiej, która wspomniała o swojej wizycie w Maisons- Laffitte: „Józio bardzo się rozmalował; przygotowuje wystawę w Londynie i sam nie tylko zachwyca się Soutinem, ale jest bardzo pod jego wpływem”.
Czapskiego fascynowała Rosja i literatura rosyjska. Bobkowski – jak pisał – nie przełyka nic rosyjskiego.
Gdy od 2008 roku Łukasz Mikołajewski badał zachowane w Nowym Jorku rękopisy, które były podstawą do wydania Szkiców piórkiem, okazało się, że te przygotowane i wydrukowane za życia Bobkowskiego u Giedroycia różnią się w wielu miejsca i to nie tylko stylistycznie, ale w wielu kwestiach (zwłaszcza w kwestii Żydów) prezentują zgoła odmienne poglądy.
Tak pisał Mikołajewski:
„[Bobkowski – przypis Elżbieta Skoczek] przemodelował sposób, w jaki odnosił się w dziennikach do Żydów i ich prześladowań.
Podczas gdy w „Szkicach piórkiem” narrator na wieść o powstaniu w getcie warszawskim notuje krótkie i solenne zdanie: „Niesamowite i imponujące”, w wojennych notatkach natrafiamy na reakcję odmienną: „A to się żydy postawiły. Niesamowite. Smutne w tym jest tylko to, że zniszczenie małego żyda nie rozwiązuje problemu. Problem pozostaje zawsze ten sam, dokąd pozostaje wielki żyd u steru gospodarki światowej. Każdy banknot St. Zjedn. nosi podpis Morgenthau’a. Coraz wyraźniej przebija w tej wojnie walka wielkiego żyda o dalszą supremację nad światem”.
Notatki pokazują, że Bobkowski przez dłuższą część wojny zgadzał się z argumentami znanymi z kampanii antysemickich lat 30. Na ogół nieufny wobec niemieckiej propagandy, w tej jednej kwestii właściwie za nią podążał. Upatrując w działaniach Żydów na świecie jednego z największych zagrożeń dla Polski i Europy, Bobkowski długo bez sprzeciwu, wręcz z niejakim poczuciem rewanżu komentował w swoich zapiskach wieści o eskalacji stosowanej wobec nich przemocy. „Piszę co najmniej jak Goebbels – notuje pod datą z sierpnia 1942 roku – ale co gorsze, że coraz bardziej wierzę, iż der internatzionale Jude, że ten żyd anglo-amerykański jest tak samo zabójczy, jak tratujący nas w tej chwili Aryjczyk”.
Dopiero począwszy od wpisów z lata 1943 roku dostrzec można oznaki pewnej przemiany w notatkach Bobkowskiego. Antysemickich komentarzy robi się mniej, daje się w nich też zauważyć pewien opór wobec skali zbrodni. Nieco wcześniej Bobkowski spotyka szkolną koleżankę swojej żony, Żydówkę, która ukrywa się z dzieckiem po aresztowaniu i wywiezieniu jej męża. Po jakimś czasie autor dziennika decyduje się jej pomóc, co komentuje z przekąsem: „Nigdy nie przypuszczałem, że ja, tak kochający Żydów, będę pomagał komuś z tego przeklętego plemienia Judy. Ale co robić. Jeżdżę i staram się. Przynajmniej jak Wielkie Demokracje wygrają, to mnie wynagrodzą. Za co jak za co, ale za to na pewno. Przygotowuję sobie tyły. Szkoda, że nie mam w rodzinie żadnej żydówki albo żyda. Zrobiłbym po wojnie karierę. No ale powołam się na tą, to może jako życzliwiej spojrzą na człowieka”.
W „Szkicach piórkiem”, wydanej kilkanaście lat później wersji literackiej dziennika, z tego wpisu pozostał jedynie fragment o udzieleniu pomocy i staraniach. Podczas redakcji zeszytów, dokonanej w Gwatemali, Bobkowski usunął wszystkie fragmenty świadczące o tym, że podczas wojny podchodził do Żydów z niechęcią. Wymazał z wcześniejszych notatek ślady wrogości, przerobił antysemickie żarty, skojarzenia i dialogi wymieniane z przyjaciółmi. Dodał też w kilku miejscach zdania nowe, w których narrator literackiej wersji dziennika przedstawia się już czytelnikom jako współczujący świadek prześladowań Żydów, od początku odczuwający głęboki sprzeciw wobec ich dyskryminacji i stosowanej wobec nich przemocy. W jednym z tych nowych, dopisanych już w Gwatemali fragmentów Żydzi wyniesieni są do rangi „drożdży” cywilizacji „białych ludzi”, jej „najbardziej wartościowego elementu” – „współbraci”.”
Szkice piórkiem badacze literatury zaliczają do dzienników, dzienników czasów wojny. Sam jednak autor nadał tym notatkom tytuł, który nie zawiera w sobie słowa „dziennik”. Po tych odkryciach Łukasza Mikołajewskiego warto spojrzeć na to dzieło pod innym kątem.
Słusznie powiedział Paweł Rodak w czasie dyskusji o zapiskach Bobkowskiego, odpowiadając na pytanie, dlaczego tak późno zajrzano do archiwów pisarza i zaczęto badać jego zapiski:
Moim zdaniem – choć może pozostali państwo odpowiedzą inaczej – wynika to z wciąż dość powszechnego wśród historyków literatury przeświadczenia, że dziennik opublikowany w postaci książki jest oryginalnym dziennikiem. Jak wielu historyków literatury zajrzało do archiwów, żeby popatrzeć jak wyglądają dzienniki Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej, Stefana Żeromskiego czy Witolda Gombrowicza? Prawie nikt, bo wierzymy, że książka wydrukowana jest zgodna z jakąś wersją pierwotną i że powinna być dla nas ostatecznym punktem odniesienia. To jest może prosta odpowiedź, ale dość prawdopodobna.
Tak przy okazji warto wspomieć, że „Wyrwane strony” – wypisy z dziennika Czapskiego, które zresztą on sam do druku przygotowywał, a redakcje to potem opracowywały, znacząco w niektórych miejscach różnią się od oryginalnych zapisów w kajetach.
Na zdjęciu rysunek wykonany przez Józefa Czapskiego. Portret Andrzeja Bobkowskiego.
Andrzej Bobkowski „Listy do Aleksandra Bobkowskiego 1940 – 1961”, Warszawa 2013.
List do Aleksandra Bobkowskiego z 21. VI 1949 w: Andrzej Bobkowski „Listy do Aleksandra Bobkowskiego 1940 – 1961”, Warszawa 2013,
Querido Bob– przedmowa do Coco de Oro Andrzeja Bobkowskiego, Paryż 1970.
Zawiedziony kochanek całej Europy – tak nazwał Bobkowskiego Czapski, rozszerzając słowa Józefa Wittlina, który powiedział o nim, że był zawiedzionym kochankiem Francji.
Debata o Szkicach piórkiem w Kulturze Liberalnej.
Res Publika Nowa, 15/2011: Łukasz Mikołajewski, Pamięć fabularyzowana. Powojenne poprawki w „Szkicach piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego.
PROMOCJA: Polecamy apartament w Krakowie. 5 minut pieszo do Pawilonu Józefa Czapskiego, 10 min spacerem do Muzeum Narodowego, gdzie można oglądać dzieło Leonarda da Vinci Dama z gronostajem (Lady with an Ermine). 10 min do Rynku Głównego, 5 minut do Wawelu. W apartamencie książki Józefa Czapskiego.
Rezerwuj: Dwupokojowy apartament w Krakowie z książkami Józefa Czapskiego
Komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.