Jerzy Giedroyc 27 stycznia 1961 roku napisał w liście do Andrzeja Bobkowskiego o malarstwie Józefa Czapskiego:
„Nie zabieram głosu co do malarstwa Józia, bo się na tym nie znam. Osobiście jednak wątpię, by kiedykolwiek jako malarz był odkryty i sławny (nie mówię o Polsce, bo to bardzo łatwe). Cały wdzięk i „ważność” Józia, że jest czarującym dyletantem. Ale to wszystko. Cieszyłbym się zupełnie szczerze, gdybym nie miał racji”.
Giedroyc nie miał racji. Malarstwo Czapskiego zostało odkryte najpierw w Szwajcarii dzięki Richardowi Aeschlimann. Stało się to w latach siedemdziesiątych XX wieku. On stał się jego szwajcarskim marszandem. Obrazy kupował piekarz ze Szwajcarii. W 1974 roku odkryła go Murielle Gagnebin, pisząc książkę „Czapski La main et l’espace”. W prywatnych kolekcjach w Niemczech, Francji, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, Brazylii, Japonii, Polsce znajdują się obrazy, które do tej pory nie były pokazywane publiczności. Kilka obrazów jest także w rządowych depozytach Francji.
W 2016 roku Richard Aeschlimann wraz z żoną Barbarą podarowali Muzeum Narodowemu w Krakowie 12 obrazów Józefa Czapskiego ze swej kolekcji. Reszta obrazów pozostaje nadal w Chexbres i w prywatnych oraz państwowych kolekcjach.
Giedroyc z Czapskim spotkali się w Warszawie w Domku na Kołomnie, jeszcze przed wojną. Jednak nie zamienili zbyt wielu słów. Giedroyc był wtedy tym, który słuchał, nie zabierał głosu, milczał w towarzystwie. Pół wieku po tym spotkaniu Czapski wspominał, że „Jerzy był wówczas mężczyzną o kinematograficznej przystojności”. Potem połączyły ich losy wojenne w Armii Andersa i razem pracowali m.in. nad tym, by powstał Instytut Literacki.
Dzisiaj wiadomo z dokumentów (przede wszystkim z listów pomiędzy Giedroyciem a Czapskim zgromadzonych w Instytucie Literackim w Maisons – Laffitte), jak wielką rolę w motywowaniu Jerzego Giedroycia do działania miał autor Oka. Do lat sześćdziesiątych byli w wielkiej przyjaźni. Czapski napisał wiele artykułów do Kultury, zbierał pieniądze, był jej nieformalnym ambasadorem spraw zagranicznych ze względu na swoje rozległe kontakty, także w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Francji.
Gdy po ostrym konflikcie w latach sześćdziesiątych ich współpraca uległa rozluźnieniu, atmosfera w domu Kultury była napięta. Czapski mieszkał na górze w swoim pokoju i tam przyjmował swoich gości. Rzadko schodził, by zasiąść wspólnie do stołu. Zdarzało się to zwykle przy okazji oficjalnych wizyt lub w czasie świąt, gdy przybywali goście na 91, avenue de Poissy .
W dzienniku w latach osiemdziesiątych XX wieku, Czapski zapisał:
„Jerzy (Giedroyc – przypis redakcji) od szeregu miesięcy nawet nie przestąpił mojego pokoju. Co za DZIKA oschłość i jak jest potrzebny gest ludzki małej przyjaźni”.
Do końca życia Czapski popierał Giedroycia w jego działaniu jako Redaktora. Nie zgadzał się z nim w kwestii narażania ludzi, którzy korportowali pismo. Różnili się w podejściu do spraw religijnych.
W ważnych sprawach potrafili być jednak ponad swoją trudną przyjaźń i mówili jednym głosem – zwłaszcza w sprawach wydawniczych.
Giedroyc jest pochowany na maleńkim cmentarzu w Le Mensil-le-Roi, kwatera E. Na grobie jest logo Instytutu Literackiego. Na grobie Czapskich (Józefa i jego siostry Marii) nie ma znaku wydawnictwa. Jak napisała Magdalena Grochowska, Czapscy sobie nie życzyli. Niestety autorka nie podała źródła tej informacji.
Wiadomo już dzisiaj, że bez wpływu Czapskiego na generała Andersa, bez znajomości tych, którzy w najtrudniejszym okresie Kultury (konieczność kupienia domu) pożyczyli pieniądze, Instytut Literacki mógłby wtedy przestać istnieć.
Ponoć pewnego dnia Czapski, patrząc przez okno na Giedroycia przemierzającego ogród, powiedział: „To już nie jest człowiek. To idzie Kultura.„