„Czujemy się nieczuli, jakby umysł już nie działał”.
Odczytane z niepublikowanego dziennika Józefa Czapskiego (rok 1976).
Jego brutalna gra zestawień barwnych i ta rzeczowość, „przedmiotowość” zafrapowała mnie w [19]35 roku na jego wystawie w Paryżu. To jedyny ekspresjonista niemiecki, którego przed wojną malarsko przeżyłem. Potem widziałem szereg jego obrazów w Ameryce robionych, serią scen, które znów wydały mi się zupełnie złe, zbanalizowane i nic nie mówiące. Czy miałem rację?
Na łamach dzienników Czapski przez wiele lat prowadzi rozmowę z niemieckim ekspresjonistą. To go odrzuca, to znowu odkrywa i poważa. Co jakiś czas wraca do niego. Okazją są np. rozmowy ze Zbigniewem Herbertem, przeczytany artykuł, wystawa, a także przesłane od znajomych katalogi wystaw.
W archiwum polskiego malarza zachowały się dwie książki:
1/Max Beckmann : [exposition]: Musée National d’Art Moderne, Paris, 25 septembre – 28 octobre 1968 / [préf. Günter Busch; elab. de catalogue Günter Busch, Sabine Helms]; trad. Marc Fontaine. Adres wydawniczy: Paris: Ministère d’État Affaires Culturelles: Réunion des Musées Nationaux, 1968.
2/ Max Beckmann : Retrospektive : Haus der Kunst, München, 25. Februar – 22. April 1984, Nationalgalerie Berlin, 18. Mai – 29. Juli 1984, The Saint Louis Art Museum, 7. September – 4. November 1984, Los Angeles County Museum of Art, 9. Dezember 1984 – 3. Februar 1985 / hrsg. von Carla Schulz-Hoffmann, Judith C. Weiss ; mit Beitr. von Walter Barker ; Dokumentation zu Leben und Werk: Doris Schmidt. Adres wydawniczy: München : Prestel, 1984.
Pierwszy katalog nabył zapewne sam w Paryżu. Drugi jest darem od jego znajomej, Niemki, która kupiła bardzo dużo od niego obrazów. W 1981 roku podarowała mu jeszcze jeden katalog z dziełami autora „Portretu Quappi na niebiesko”, ale nie zachował się w archiwum.
W sierpniu 1981 roku czytał listy de Staëla, oraz oglądał tom z reprodukcjami Beckmanna i odnotował:
[…] skończyłem [czytać] listy de Staëla, a od Irmgard świetny tom Beckmanna. 2 malarze – 2 przeżycia. Jedno czyste, genialne, drugie wrażenie silne, ale takie odpychające. Jak przemyśleć, wyjaśnić ten stosunek.
Z malarstwem niemieckiego artysty Czapski po raz pierwszy spotkał się na niewielkiej wystawie w Paryżu, przy rue Royale. Napisał, że „szarpnęła go malarsko”, „zafrapowała go”. Kolejne spotkanie nastąpiło po wojnie, gdy podróżował po Ameryce.
[…] Beckmanna odkryłem już w 1935 w Paryżu, ale nie ekspresjonizm w ogóle – pomijając, zapominając Muncha jako przodka, a we Francji Rouaulta, Ensore’a w Belgii,- a w Polsce? Chyba Witkiewicza.
Fascynowały Czapskiego portrety Beckmanna. Nie znosił, uznawał za kicz jego tryptyki.
Tak o tym pisał w swoim kajecie:
Beckmann – jego berlińskie świetne portrety MALARSKIE ekspresjonizmu. Jego wielkie kompozycje opowiadające wielopiętrowość, malowane już chyba wszystkie w Ameryce – zdawały mi się i zdają mi się kiczami jakimiś symbolicznymi, kiczami, z których uciekł powód malarski.
Czy można malować, kiedy cię opuszcza czucie bogactwa, różności muzyki barw, gdy płótno budujesz ograniczając świadomie i słusznie rozgrywania lokalne (na płótnie), gdzie ograniczasz się do elementarnej budowy i stosunków między sobą zasadniczych plam barwnych, które jakby przestały mówić przecież on se sent insensible comme si l’esprit ne fonctionnait plus.{ czujemy się nieczuli, jakby umysł już nie działał]. Nie można wyprzęgać.
[…]Mój zachwyt szybko upadł poza paru portretami – te tryptyki jego zdały mi się nie do zniesienia, ordynarne i monotonne i jak przeładowane! Więc dlaczego do niego powracam. – Bo w latach, gdzie abstrakcja i nawet sklejony postimpresjonizm niszczyły albo rozmywały kontur przedmiotu, ten „cham” „rzeźnik” jak iluś innych niemieckich ekspresjonistów – przedmiot czy człowieka obwódką czarną otaczali i tę materialność podkreślali. Nie brzydząc się literackiej tematyki!
Kiedy w 1977 roku Czapski malował swój obraz naszła go przy pracy myśl, by uczcić niemieckiego malarza. Wykorzystując ostre czernie obok ostrych żółci, malował obraz z kobietą w restauracji.
Zapisał:
[…] teraz powieki usługującej w restauracji, już niezupełnie młodej kobiety prawie niemalowanej. Przeciętnie niebrzydkiej i prędzej niedbale ubranej, z malowanymi tylko górnymi powiekami na turkusowy, surowo jasno turkusowy kolor; nie widzę Francuzki, która by sobie tak bez cieniowania oczy malowała. I domy na których „białe modern” z czarnymi ścianami w świadomych kontrastach z bielą innych ścian. Poczułem naraz ekspresjonistów niemieckich Beckmanna. Tu chciałem do niego wrócić.
Czapski w jednej z galerii w Niemczech znalazł bardzo wiele rysunków niemieckiego malarza. I gdy zobaczył je (w większości były to portrety) to odepchnęła go wówczas ich niesłychana monotonia.
Max Beckmann miał dwie żony i jednego syna (z pierwszego małżeństwa), on sam był synem właściciela młyna Carla Beckmanna, a matką jego była Antonie z domu Düber.
Urodził się 12 lutego 1884 r. w Lipsku, pod znakiem Wodnika. Od młodych lat przejawiał zdolności artystyczne, co nie było przychylnie przyjmowane przez rodziców. W wieku 16 lat rozpoczął naukę na Akademii Sztuki. Po trzech latach ją ukończył i przeniósł się do Paryża. Tam odkrył dla siebie Paula Cézanne’a. W 1904 r. Wrócił do Niemiec i osiadł w Berlinie. Związał się z grupą berlińskiej secesji. Jednym z ważniejszych wydarzeń dla kariery malarza było pokazanie jego prac w Berlinie, w galerii Paula Cassirera, ważnego promotora ówczesnej sztuki współczesnej.
Wybuch I wojny światowej odsunął go na jakiś czas od malarstwa, ale nadal rysował. Zawieruchę wojenną spędził, pracując jako sanitariusz w Prusach Wschodnich. Głęboko to przeżył. Już w październiku 1914 r. w liście do swojej pierwszej żony, Minny, napisał: „… moja wola życia jest na razie silniejsza niż kiedykolwiek, chociaż doświadczyłem już strasznych rzeczy i umarłem z nimi kilka razy. Jednak im więcej umiera, tym intensywniej żyje. Rysowanie chroni przed śmiercią i niebezpieczeństwem”.
W następnym roku służył jako sanitariusz w Belgii. W lipcu 1915 r. doznał załamania nerwowego i został zwolniony ze służby w 1917 r. Przeprowadził się wraz z rodziną do Frankfurtu, aby odzyskać siły.
Po I wojnie jego malarstwo stało się inne. Jak zauważyli krytycy, romantyczne malarskie kompozycje przedwojenne zostały zastąpione kanciastymi formami, paleta stała się ciemniejsza, użycie farby bardziej stonowane. W sierpniu 1918 roku napisał „Creative Credo”, w którym określił swoją pozycję w obecnych trudnych czasach i wyraził zamiar „bycia częścią całej nadchodzącej nędzy”. Jego powojenne tematy były często bardziej brutalne, pokazujące ubóstwo i niesprawiedliwość społeczną.
I w tym temacie odkrył go Czapski. Widział to w jego portretach, w twarzach ludzi. Lata 1925 – 1933 można uznać za pasmo sukcesów. Dzieła jego były prezentowane na licznych wystawach w Europie i Ameryce, a jego prace trafiały do ważnych kolekcji muzealnych i prywatnych w Stanach Zjednoczonych i na starym kontynencie.
Beckmann został uznany za jednego z czołowych artystów swojego pokolenia określanym jako Neue Sachlichkeit (Nowa Rzeczywistość, Realizm Magiczny).
Beckmann jest dziś jednym z ważniejszych na świecie niemieckich malarzy, którego sztuka portretowa w Portretach i sile narracji w Tryptykach zyskała już uznanie społeczne w latach dwudziestych. W 1924 roku pojawiła się na rynku księgarskim jego pierwsza monografia. Od 1933 r. był jednym z malarzy, których sztukę naziści uznali za „zdegenerowaną” i zakazali jej pokazywania. W 1937 r. z niemieckich muzeów usunięto łącznie jego 33 obrazy, 11 akwareli, 5 rysunków i 636 druków. 17 lipca 1937 roku, dwa dni przed otwarciem wystawy Entartete Kunst (Degenerate Art) w Monachium, Max Beckmann opuścił Berlin i wyemigrował z drugą żoną, Quappi, do Amsterdamu. Do Niemiec nigdy już nie wrócił. Mieszkał w Holandii, Paryżu, w Stanach Zjednoczonych.
W grudniu 1950 r. na wystawie współczesnego malarstwa w Metropolitan Museum Max Beckmann pokazał „Autoportret w niebieskiej marynarce”. Niestety, 27 grudnia, gdy szedł na wystawę przez Central Park zasłabł. Doznał udaru mózgu. Nie odzyskał przytomności.
I na koniec refleksja Czapskiego:
My Polacy kochaliśmy się we Francuzach nie widząc, gardząc tym żywiołem! który był wyrośnięty i zrośnięty z rzeczywistością ówczesną wojną, rewolucją, bezrobociem w Niemczech, seksem […]. Kiedy mówię „my” myślę o kapistach i mam rację połowiczną. Jan Cybis na pewno miał dla Niemców, tych Niemców – Antek Nacht też – inny, głębszy stosunek, ale jak mówię jako „ja” – to był wprost brak uwagi, brak zainteresowania dla sztuki, która była mi w mojej świadomości najbardziej nie po drodze – i która zacząłem odkrywać po 15 latach dopiero w 1935 roku. Widziałem niedużą wystawę na rue Royale w Paryżu Beckmanna i odczułem malarstwo w zestawieniu ciężkich, brutalnych czerni i akrylowej ostrej żółci.
I jeszcze Czapski:
Ten brutalny Niemiec jest moim malarzem, że do farb, do tych zgrzytów tragicznych, tragicznych, kolorystycznych zestawiam, które po tylu latach pracy odczuwam, jak swoje przeżycie, widzenie, tak rzadko przeze mnie wyrażone i nie Bonnard, a Beckmann (tak mi w swoich wielkich wieloosobowych kompozycjach nie tylko obcy, ale antypatyczny) – ustawia mi się w mojej genealogii tak silnie, że prawie czuję się jedynie jak jego bezsilny i nieświadomy naśladowca.
Gdyby nie Francja i gdybym miał więcej w młodości pewności siebie, mógłbym był być polskim Beckmannem, którego w Polsce brakowało!!!
———————————————————————————————–
Szwajcarska prywatna fundacja za jeden z kobiecych portretów Maksa Beckmanna „Egipską kobietę” zapłaciła w Villa Grisebach w Berlinie 4,7 mln euro. Było to na aukcji 31 maja 2018 r. Tym samym ustanowiono rekord sprzedaży dzieła sztuki w Niemczech w systemie aukcyjnym. Niewielkich rozmiarów, utrzymana w kolorach szarości i błękitu praca została zrealizowana w 1942 roku, kiedy to artysta znajdował się na emigracji w Amsterdamie.
Jedne z ostatnich wystaw:
Max Beckmann in New York, Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork, do 20 lutego 2017.
Beckmann. Figuras del exilio / Beckmann. Exile Figures – 25.10.2018-27.01.2019 – Museo Thyssen-Bornemisza, Madryt / Madrid
Max Beckmann. Leipzig, 1884 – Nueva York, 1950 – 21.02.2019-26.05.2019 – CaixaForum, Barcelona
Dziękuję Januszowi Nowakowi, specjaliście od czytania dzienników Czapskiego, za pomoc przy pisaniu tego tekstu.
Na pierwszym zdjęciu: karta z dziennika Józefa Czapskiego, rok. 1976 roku. (Muzeum Narodowe w Krakowie) .
Kraków, czerwiec 2019 r.