Jeśli coś powstaje z fascynacji i miłości, i trwa to latami, to warto się przy tym zatrzymać. Michelangelo Merisi, zwany Caravaggiem fascynował go od kilkudziesięciu lat. Wędrował po świecie i – jak napisał autor – z drżeniem serca wyszukiwał i oglądał kolejne obrazy, i odkrywał liczne tajemnice malarza. Mówił o nich także z ambony, bo jest księdzem. Witold Kawecki daje nam do ręki niezwykłą opowieść, analizę obrazów, ale co najważniejsze pokazuje życie i dzieła artysty tak, że emocje ogarniają nas przy kroczeniu za nim i trudno przerwać i… zrobić sobie kawę. Książka wciąga i nie pozwala na rozstanie.
Caravaggio żył w dwóch światach: na salonach kardynałów, bogatych mecenasów, ale i pośród ówczesnej awangardy artystycznej, która także dotykała peryferii społecznych, prostego ludu, jego problemów i cierpień.
Z jednej strony kardynał Francesco del Monte, mecenas wielu artystów, którego kolekcja dzieł sztuki pod koniec życia liczyła ponad 600 obrazów. Wśród nich były oczywiście działa Caravaggia, ale też malarzy niderlandzkich oraz mistrzów m.in. Tycjan i Giorgione.
Z drugiej ulica, życie poza pałacami, z których w pewnym momencie życia się wyprowadził, by prowadzić bardziej swobodne życie i oddawać się uciechom, a także być bliżej ludzi.
Caravaggio – malarz, który dokonał przełomu w obrazowaniu tematów sakralnych w sztuce, wprowadzając do nich zwykłych ludzi, ukazując nadprzyrodzone wizje wraz ze światłem, ale też i cieniem życia, osadzając je w świecie bliższym ubogim niż bogatym i potężnym. Umiejętność przedstawiania rzeczywistości łączyła się z jego psychologicznymi obserwacjami, które przenosił z codziennego życia w świat sztuki.
A i Bóg u Caravaggia nie jest potężnym imperatorem. Jest Bogiem przemierzającym ścieżki ludzkiego cierpienia, a sceny ewangeliczne nie są wydarzeniami z przeszłości, ale w równej mierze są osadzone w teraźniejszości, bo przecież wciąż zdarzają się na nowo, dzisiaj. Trzeba to tylko dostrzec.
Caravaggio – ujmuje jego nieprzeciętna wrażliwość. Prawdziwych emocji poszukiwał w twarzach prostych ludzi, w utrudzonych ciałach, w cierpieniu fizycznym i duchowym, w scenach ulicznych. W tamtych czasach nie spotykało się to z zachwytem u widzów i niektórych zleceniodawców. Bo nikt tak jak on nie przedstawiał wówczas ciała ludzkiego. Nikt inny nie dobierał tak kolorów i obdzierał je z zastanych konwencji. Na jego obrazach ciało wydaje się żywe i obecne, wchodzące w relacje z oglądającym, a nawet prowadzące z nim dialog. Nagość, która kryje w sobie przesłanie, niesie określoną wymowę.
Caravaggio – łamiący konwencje.
Zdarzało się tak, że zamówione przez władze kościelne obrazy nie znajdowały swojego pierwotnie przeznaczonego miejsca do eksponowania, gdyż wierni byli… oburzeni. Przenoszono je i ukrywano lub trafiały po sprzedaży w inne ręce i być może dlatego możemy je dzisiaj oglądać. Czy tak nie dzieje się i dzisiaj ze współczesnymi realizacjami, gdy brak jest spojrzenia bogatego w wiedzę?
Taki los spotkał obraz Śmierć Dziewicy, który miał ukazać moment odejścia Matki Bożej z tego świata. Moment prezentacji obrazu wiernym w rzymskim kościele karmelitów Santa Maria Della Scala w sercu Zatybrza, w bocznym ołtarzu nabrał niezdrowego rozgłosu. Ówczesny prosty lud nie był w stanie pogodzić się z takim przedstawieniem Matki Bożej, w którą dość, że wcieliła się prostytutka Annuccia – zwykła, prosta kobieta o opuchniętej sylwetce, z ukazanym rozkładającym się ciałem, to w dodatku miała jeszcze nagie stopy… i nic ze świętości. Lud nie rozumiał, nie miał wiedzy. Dostrzeżona tylko pospolitość w ukazaniu tak ważnego momentu oburzyła lud rzymski. Jak mówiła wówczas ulica, artysta przekroczył granicę przyzwoitości, zgubił równowagę między sacrum a profanum. Ojcowie karmelici także mówili, że brakuje dziełu elementu nadprzyrodzonego, wzniosłej świętości, atmosfery nieba. Tak przestawiony moment odejścia Matki Bożej nie sugerował dla nich wniebowzięcia, zmartwychwstania. Artysta pokazał za to – według ich opinii – koniec życia, kres nadziei – ludzki i zwyczajny… W atmosferze skandalu obraz po kilku dniach ściągnięto i schowano przed oczami widzów. Na szczęście – dla dzieła – przebywający w tym czasie Piotr Paweł Rubens zachwycił się nim i kupił z przeznaczeniem dla swojego mecenasa Duca di Mantova. Artyści byli jednak ciekawi i koniecznie chcieli poznać dzieło. Dlatego też Rubens, zanim zabrał obraz z Rzymu, urządził specjalny pokaz na słynnym Piazza Navona. Dzieło zachwyciło artystów, elity intelektualne i tych lepiej wykształconych duchownych, którzy odczytali symbolikę ukrytą w tym obrazie.
Skandal wybuchł także przy okazji obrazu zamówionego przez markiza Ermete Cavalettiego. Na dwa dni przed śmiercią wyraził on życzenie, by artysta namalował dla niego, do kaplicy-grobowca w kościele św. Augustyna wizerunek Matki Bożej z Loreto, z sanktuarium do którego pielgrzymowali nawet papieże. Caravaggio przedstawił Madonnę pielgrzymów. Miała ona twarz jego kochanki Leny. Trzymała na ręku trzymała swojego syna, którego samotnie wychowywała. Mieszkańcy od razu rozpoznawali twarz Madonny i oburzeniu nie było końca. Nie była to madonna uduchowiona, ale frywolna i zalotna, i znowu z bosymi stopami. Obraz jednak do dziś znajduje się w kościele. Dlaczego? Bo do tej świątyni pielgrzymowały także … prostytutki. Były tu akceptowane i otaczane duszpasterską opieką, a kaplica w której do dziś wisi obraz, została dedykowana Fiammetcie, nawróconej kobiecie lekkich obyczajów. I tak po raz kolejny sacrum spotyka się z profanum dzięki malarstwu zakonnika i rycerza maltańskiego, Caravaggia. Został nim 14 lipca 1608 roku przywdziewając ich habit w kaplicy w La Valletcie. Dwa lata przed zniknięciem.
Caravaggio i jego pospolite madonny
Miał słabość do kobiet, które potem stają się na jego obrazach Madonnami.
Lena, modelka, której twarz ma m.in. Madonna giermków, Madonna pielgrzymów, czy być może także Maria Magdalena w ekstazie.
Annuccia, która przybyła do Rzymu z Sieny. Luksusowa dama do towarzystwa, z której obecności korzystało wielu malarzy. Niewielka, z rudymi włosami, o niepospolitej urodzie, z trudnym charakterem, który był przyczyną wielu awantur kawiarnianych i ulicznych, o czym donoszą ówczesne kroniki policyjne. Uwieczniona na obrazach: Marii Magdaleny pokutującej, Marty i Marii Magdaleny, czy Świętej Rodzinie odpoczywającej podczas ucieczki do Egiptu. Jej martwe 25- letnie ciało posłużyło malarzowi do namalowania genialnego obrazu, który znajduje się w Luwrze: Śmierć Dziewicy.
Fillide Melandroni – kolejna „kobieta Caravaggia”, którą namalował na portrecie, który nie zachował się do dzisiejszych czasów. Kobieta, której szerokie usta, mleczna cera, gęste ciemne włosy i dumne oczy rozpalały wyobraźnię męską ówczesnych Rzymian. Jej oficjalnym kochankiem był bogaty uczony, dobrze ustosunkowany w kręgach kościelnych Giuglio Strozzi. Miała ona jednak wielu kochanków „na boku” i być może był nim także Michelangelo Merisi. To ona najpewniej była powodem kłótni Caravaggia z Ranuccio Tomassonim, która to doprowadziła nieszczęścia. Malarz zabił konkurenta. Od tego momentu papież nałożył klątwę na Caravaggia. Fillide pozowała do portretu Katarzyny Aleksandryjskiej, do Marty i Marii Magdaleny oraz do Judyty i Holofernesa.
Towarzyszką życia była też markiza Konstancja Sforza – Colonna. To u niej w domu, w dzielnicy Chiaia w Neapolu malarz spędził ostatni rok życia lecząc się po otrzymanych w karczmie ranach. To ona otrzymała ostatnie obrazy Caravaggia zaraz po jego śmierci. Wybawiała go często z licznych życiowych opresji.
Caravaggio i jego modele…
Dla kronikarskiej rzetelności, z całą precyzją Kawecki odnotowuje, kto był towarzyszem różnych nocnych wypadów malarza oraz to, że niejasny był do końca charakter jego relacji z Francesco Buoneri, który pojawił się na obrazach mistrza m.in. w pierwszej wersji Nawrócenie Saula, czy też w Kupidynie, Ofiarowaniu Jana Chrzciciela. W kronikach został opisany jako „chłopiec Caravaggia”. Mieszkali razem, ale w tamtych czasach praktyką było, że pomocnik w pracowni mistrza, a takim był młody Francesco (pomagał w przygotowywaniu farb, naciąganiu płótna na ramki i nakładaniu podkładu) mieszkał w jednym mieszkaniu i było to czymś zupełnie typowym, zwykłym. Po latach Francesco Buoneri, zwany Cecco del Caravaggio stał się cenionym malarzem, którego obraz posiada Muzeum Narodowe w Warszawie.
Niejasne są także jego relacje z sycylijskim modelem i malarzem Minnitim. To on jest modelem w obrazach: Chłopiec z koszem owoców, Wróżenie z kart, Szulerzy, Chłopiec ugryziony przez jaszczurkę, Powołanie świętego Mateusza, Męczeństwo Świętego Mateusza.
Posądza się więc Caravaggia także o homoseksualizm, bo malował młodych chłopców i w dodatku nieco zniewieściałych. Jednak Kawecki wyjaśnia, że jeśli uwzględni się ówczesną konwencję estetyczną, to należy być sceptycznym co do tych „rewelacji”. Podobne stanowisko przyjmuje biograf artysty Desmond Seward pisząc w książce Caravaggio. Awanturnik i geniusz: „w nieznającym jeszcze Freuda świecie baroku podziw dla męskiego piękna niekoniecznie oznaczał homoseksualizm. Dziewczęcą przypominającą Adonisa, urodę młodych mężczyzn brano często raczej za dowód arystokratycznego wychowania niż zniewieściałości. W sztuce baroku powstało wielu ślicznych Dawidów, w większości tworzących ich artystów było heteroseksualistami”.
Gdzie są szczątki malarza?
Życie Caravaggia było przesycone różnymi zdarzeniami. Przypadkowe – jak się sądzi zabójstwo, liczne związki z kobietami lekkich obyczajów, niejasne męskie przyjaźnie, wzloty i upadki. A także niesamowita wiedza i inteligencja, doskonała znajomość Biblii. Życie jego to nade wszystko malarstwo, które dzisiaj dla jednych jest zbyt religijne i może obrażać uczucia innych niż katolickie wyznań, dla innych znów doskonałe i pełne przesłania.
„Rzadko się zdarza, że ktoś po czterystu latach jest bardziej aktualny i bardziej kochany niźli za swojego życia. Współcześnie Caravaggio jest podziwiany, pożądany, oglądany i kochany jak żaden inny malarz”
Umarł mając niespełna 39 lat. Nie ma jego grobu, ale pozostały obrazy. Dlaczego artystę, którego otaczała kuratela możnych nikt nie pochował, nikt nie szukał, kiedy wszedł na pokład statku w Neapolu próbując dostać się do Rzymu. Dotarł do Porto Ecole, trawiony gorączką, wyczerpany i chory. Umarł w szpitalu Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.
Czy to vendetta rycerzy maltańskich, którzy nigdy nie wybaczyli mu zniewagi i doprowadzili nie tylko do jego śmierci (ciężkie pobicie), ale też do skutecznego zniknięcia, to znaczy zniszczenia zwłok. Choć w 2010 roku pojawiły się wiadomości, że odkryto jego szczątki, to jednak badacze uważają, że był to marketingowy zabieg związany z jubileuszem 400 lat mijających od śmierci artysty. To wszystko to tylko hipotezy. Tajemnica jego szczątków czeka nadal na swojego odkrywcę.
Książka ks. Witolda Kaweckiego to opowieść o blisko stu dziełach Caravaggia, ich kolorystyce, świetle, metaforyce, fakturze, warstwie znaczeniowej, psychologicznej i narracyjnej. Historie niezwykłych obrazów Caravaggia, związanych z wewnętrzną głębią i przeżyciami artysty. Malarstwo skoncentrowane na prawdzie, pozwalające widzowi lepiej zrozumieć siebie. Opowieść, która zawiera także świetne reprodukcje, które nie zastąpią nam obcowania z oryginałem, ale w chwili czytania są doskonałą ilustracją.