W październikowy dzień 2021 roku w Pawilonie Józefa Czapskiego obrazy malarza z kolekcji Michaela Popiel de Boisgelin, które na co dzień są eksponowane w Pałacu w Kurozwękach, oglądał wraz z Elżbietą Skoczek, dyrektorką Festiwalu Józefa Czapskiego i opiekunką kolekcji, potomek brata króla Stanisława Poniatowskiego, Kazimierza, hrabia Guillaume de Louvencourt.
„Wszystkim mówię, że warto odwiedzić Polskę, choćby po to, by zobaczyć m.in. wystawę dzieł Józefa Czapskiego, która pokazuje związki Polski z Francją. Wspaniałe muzeum, niesamowita biografia Polaka, który tak wiele lat spędził we Francji. Dla mnie postać tego malarza i pisarza, to nowe odkrycie w Krakowie”.
Hrabia Guillaume de Louvencourt odwiedził Pawilon Józefa Czapskiego i wystawę „Czapski z Kurozwęk” na zaproszenie Elżbiety Skoczek, dyrektor Festiwalu Józefa Czapskiego.
„Zaprosiłam hrabiego Guillaume de Louvencourt na tę wystawę, bo jest to kolekcja obrazów, które przez tak wiele lat były we Francji. Jolanta z Wańkowiczów oraz jej mąż Gilles de Boisgelin kupowali obrazy od malarza. Najstarszy obraz w kolekcji pochodzi z 1953 roku, a ostatni z 1977 roku. Gość był zachwycony muzeum i postacią Czapskiego. Z uwagi na fakt, że w zbiorach rodzinnych hrabiego Guillaume de Louvencourt znajdują się m.in. listy od Prousta pisane do jego przodków, ten wątek w biografii autora Na nieludzkiej ziemi żywo go zainteresował”.
Zobacz relację w TVP KRAKÓW – KRONIKA (od 9:55)
W 2019 roku została wydana w języku polskim (w tłumaczeniu Jacka Giszczaka) książka pt. „Książę Andre Poniatowski i jego potomkowie”, w której Guillaume de Louvencourt opisuje historię francuskiej linii rodziny Poniatowskich. Cały dochód przeznaczony jest na cele realizowane przez Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół osób prowadzących Pogotowia Rodzinne ” Pierwsza Szansa” z Lublina.
Książkę można kupić kontaktując się ze Stowarzyszeniem Rodzin i Przyjaciół osób prowadzących Pogotowia Rodzinne ” Pierwsza Szansa”
Skąd ta fascynacja Polską i zainteresowanie?
Guillaume de Louvencourt : Zaważyła na tym zwłaszcza rodzinna atmosfera, w jakiej wzrastałem w Paryżu. Dzięki mojemu dziadkowi Poniatowskiemu, który był dyrektorem Biblioteki Polskiej w Paryżu, pokochałem polską kulturę i historię, jego żona co roku zabierała mnie i moje siostry do Domu świętego Kazimierza na widowisko bożonarodzeniowe w wykonaniu młodych dziewcząt, przybyłych z Polski. Bardzo żywe było w rodzinie wspomnienie brata mojej matki, Marie-André Poniatowskiego, podporucznika 1 Dywizji Pancernej generała Maczka, który zginął na polu walki w 1945 roku, w wieku 23 lat. Cieszy mnie, że mogę dziś utrwalać pamięć o żołnierzach tej dywizji, jak czyni to wiele innych osób i stowarzyszeń. Ci żołnierze, o których tak często zapominali historycy i politycy, walczyli przecież o wolność Francuzów, Holendrów, Belgów. Miałem zresztą przyjemność być współproducentem filmu dokumentalnego, zatytułowanego Sylwester, autorstwa Barta Verstockta, filmu, który opowiada o życiu weterana Sylwestra Bardzińskiego. Dziś weterani 1 Dywizji Pancernej opuszczają nas i wkrótce ich żywe świadectwo zastąpią filmy oraz książki, jak Historia1 Polskiej Dywizji Pancernej, napisana przez mojego przyjaciela Jacques’a Wiacka, (nagrodzona w Polsce jako najlepsza publikacja zagraniczna na temat polskiej historii), Epopeja 1 Polskiej Dywizji Pancernej Stéphane’a Brière’a i Michela Pepina, komiks Lwy Maczka Philippe’a Zytki i wreszcie książka zatytułowana Vergeten Helden autorstwa Dirka Verbeke. Są także szkoły, które starają się o to, by pamięć o tych ludziach przetrwała, i w których często gościłem. Na przykład szkoły podstawowe i licea imienia generała Maczka w Bredzie, w Żaganiu, Warszawie i Katowicach. I oczywiście muzeum 1 Dywizji Pancernej w Żaganiu, o którym już wspominałem.Zostałem tam przyjęty w roku 2014 przez generała Mikę, głównodowodzącego polskich sił zbrojnych. Ofiarowałem temu muzeum niektóre przedmioty należące niegdyś do mojego wujka…
W naszej paryskiej rezydencji pracowała Polka… Maria Pohl, pochodząca z Poznania, która była przez jakiś czas robotnicą w fabryce tekstylnej na północy Francji (w regionie Nord-Pas-de-Calais), po czym w wieku 20 lat znalazła zatrudnienie u nas, by odejść w wieku lat… 84, na krótko przed śmiercią w swoim rodzinnym kraju. Każdego ranka piłem z nią kawę i opowiadała mi o swoim bracie, który zginął w Auschwitz, o Solidarności, tłumaczyła mi też artykuły z wydawanej w Paryżu polskiej gazety „Narodowiec”. To dzięki niej po raz pierwszy pojechałem do Polski, niestety po to, by pomodlić się na jej grobie. Poczułem się wówczas w Polsce jak w roku 1944 podczas niemieckiej okupacji: w obiegu były kartki żywnościowe, przed sklepami ustawiały się długie kolejki, wszędzie wyczuwało się ludzką niedolę, a któregoś dnia miałem okazję stwierdzić, do jakiego stopnia komunistyczna propaganda może zmanipulować ludzki umysł: W Krakowie ujrzałem na ulicy grupę uczniów, prowadzonych przez nauczycielkę, zbliżyłem się do nich i wręczyłem nauczycielce torebkę francuskich cukierków, by poczęstowała dzieci. Ale ona zawołała histerycznym głosem: „Nigdy! To cukierki z Zachodu! Na pewno są zatrute!”
To, co widziałem w Polsce, głęboko mną wstrząsnęło i po powrocie do wygodnego paryskiego życia przysiągłem sobie, że w przyszłości będę działał na rzecz Polaków. I robię to co roku, powracając do kraju, który tak bardzo kocham. Uczestniczę w spotkaniach, podczas których opowiadam o mojej rodzinie, odwiedzam szkoły, prowadzę działalność charytatywną, pomagając osobom, wspierając stowarzyszenia, stając się mecenasem artystów. Na miejscu miałem okazję stwierdzić, że moje nazwisko otwiera różne drzwi, pozwala mi pomagać ludziom, więc z tego korzystam! Żyjemy tylko raz na tej ziemi i sądzę, że minuty naszej egzystencji są jak cenne perły, których nie warto marnować na błahostki.
Na zdjęciu: Hrabia Guillaume de Louvencourt i Elżbieta Skoczek przed Pawilonem Józefa Czapskiego w Krakowie, fot. Jacek Giszczak, październik 2021