Z okładki książki spogląda na nas Zofia Hertz. To portret (rysunek), który wyszedł spod ręki Józefa Czapskiego. Wydawca pokolorował korale na czerwono. Na skrzydełkach obwoluty umieścił akwarelę Czapskiego. Na niej Zofia z psem.
Mieszkali w jednym domu przez 46 lat. Józio na górze, Zosia na dole. W ostatnich dwudziestu latach życia Czapskiego ich relacje niestety były – delikatnie mówiąc – oziębłe. Do tego stopnia „oziębłe”, że zapisy w dzienniku malarza , które dotykają spraw „domowych” pomiędzy mieszkańcami górki (Marii i Józefa) a pozostałymi członkami zespołu Kultury – są opisane, słowami: „zastrzeżone”, „nie drukować”.
Spotkali się w Jangi Jul. Był 1942 rok. Ona była w Pomocniczej Służbie Kobiet, a on był kierownikiem Biura Propagandy i Oświaty w Armii Andersa. W rozbudowujących się strukturach, które miały coraz to nowe zadania, potrzebowano „rąk do pracy”. Zofia Hertz, jak wiele innych osób, dołączyła do Biura.
W styczniu 1943 roku została oddelegowana do zespołu nowotworzącego się dwutygodnika „Parada” (redaktorem naczelnym został Juliusz Mieroszewski), by po powrocie, przed namiotem Czapskiego (w którym było jego biuro), spotkać Jerzego Giedroycia. Podobno nie przypadli sobie do gustu. Ich relacje zmieniły się na przyjacielskie, gdy przenieśli się do Bagdadu. Czapski uczynił Giedroycia kierownikiem. Tym samym Giedroyc nadzorował redakcję czasopism, a później także wydawnictw wojskowych i podlegał Czapskiemu. Sypał pomysłami, a Czapski je załatwiał – tak w skrócie te relacje w pracy z tego okresu określiła Zofia Hertz.
Ona zaś prowadziła sekretariat, pomagała logistycznie i redakcyjnie Giedroyciowi, opracowywała plany wydawnicze i raporty, przydzielała pracę dla poszczególnych sekcji. Podobny schemat działania zostanie potem powtórzony w wydawnictwie Instytutu Literackiego pod Paryżem.
Po II wojnie światowej Jerzy Giedroyc, Zofia i jej mąż Zygmunt Hertz, i rodzeństwo Czapskich (Maria i Józef) zamieszkali w jednym domu. Dołączył później jeszcze brat Jerzego – Henryk Giedroyc. Laffite – jak nazywano powszechnie siedzibę paryskiej Kultury – był świadkiem przeróżnych relacji. Dobrych i złych. Jak to w życiu.
I był taki czas, gdy Czapski podpisywał kartki pocztowe wysłane z wakacji do Zofii Hertz : „Twój Józiu, u stóp Twoich wierny przyjaciel”. Ale był też taki czas, że Zofia Hertz wchodziała do pokoju Józia i z przykrym słowem, gasiła mu światło, uniemożliwiając mu malowanie obrazów. Ot, życie w komunie.
Warto jednak pamiętać, że 26 lat przebiegło jednak w dobrej atmosferze, by zacytować choćby taki list, którego skan znajdujemy na portalu Kultury. W styczniu 1950 roku , gdy Hetzowie przebywali na Capri, Czapski pisał do nich:
„Moi Kochani,
Że Marynia już wszystko opowiedziała – to ja tylko dodaję:
z listu Zosi widzę, że używasz wakacji, że słońce Cię nie przestrasza, że po harówce dzikiej – oddychasz – i cieszę się z tego. Treść listu Zygmunta ma wydźwięk powagi (ani jednego kawału) który mnie zgorszył. Widać że jedzenie bez soli i smród Neapolu działa mu na humor, który podczas wakacji powinien by być szampański. Mam nadzieję że Capri mu humor przywróci.
Pisze wam z kliniki – Marynia wszystko przedstawia na różowo, bo dziś nie ma upału (przedwczoraj 33 stopnie!), to kolano grube jak baleron nie boli, bo już czuje w sobie siły iść pieszo na górę Jungfrau (Szwajcaria koło 3000 m.) Ale ja stary mędrzec wiem, że jeszcze przyszłość przed nami ciemna – że nie wiem czy w sierpniu będziemy drapać się na wysokie szczyty włoskie, szukając odpoczynku nad czystym źródłem mknącym chyżo wśród zieleni i cyprysów czy będziemy w Maisons-Laffitte w rozpalonym żarze spod rozpalonych do czerwoności dachówek stękać, jęczeć bezczynnie, bo upał działa na nasze mózgi ubezwładniająco.
Całuję Was i ściskam
Używajcie słońca”
14 sierpnia 1957 roku z Lamazière-Basse Czapski wysyła kartkę z wakacji i nazywa Sophie (tak zaadresował kartkę) – Królową Oszczędności.
Biografia Zofii Hertz
Kamila Łabno – Hajduk w „Zofia Hertz. Życie na miarę Kultury” książce, która jest kolejną biografią osoby z zespołu Kultury , analizuje – na podstawie bogatego materiału archiwalnego – życie jedynej kobiety ze ścisłego zespołu Kultury.
Po Giedroyciu, Czapskim, Herlingu-Grudzińskim dostajemy do rąk kolejną biografię. Oczy autorki, dr nauk humanistycznych, skierowały się w stronę tej, bez której pracy – jak piszą badacze, nie byłoby Kultury. Ale czy na pewno? Zapewne tak. Tak jak nie byłoby Kultury bez Giedroycia, bez Czapskiego… Każda z osób z zespołu wnosiła do niego swoją cząstkę pracy. Czasem dyskretnej, nie na etacie – jak to było w okresie, kiedy Czapski zajął się przede wszystkim malarstwem.
Kłopoty w relacjach z Czapskimi, autorka biografii Zofii Hertz przypisuje … Marii Czapskiej, bo nie cieszyła się ona „powszechną sympatią”, a Zygmunt Hertz pisał, że pozostali mieszkańcy tolerują ją, tylko dlatego, że jest siostrą, a „Czapski jest naprawdę sympatyczny”.
Zofia nie lubiła Marii Czapskiej. Drażniła ją też jej religijność, jej sposób zachowania. Denerowało stawanie po stronie tych, którzy nie byli mile widziani na dole. Tego wątku nie ma w książce . To jest wszak spojrzenie na sprawy z innego punktu widzenia; badacza archiwum Marii Czapskiej.
Czapscy musieli prowadzić własne gospodarstwo, bo nie pracowali codziennie dla Kultury, nie zarabiali dla niej… Kiedy jeszcze autor „Na nieludzkiej ziemi” był jałmużnikiem i zabiegał o pieniądze, wówczas stosunki układały się bardzo poprawnie, choć Redaktor nie był też zachwycony, gdy Czapscy publikowali u Grydzewskiego. Maria Czapska stworzyła dla siebie i swojego brata miejsce spotkań dla osób, które -widząc relacje pomiędzy domownikami – odwiedzali przede wszystkim ją i jej brata. Zachował się sztambuch z wpisami jakże wybitnych osób. [O tym szerzej pisałam w artykule Maria Czapska. Niedoceniona siostra malarza]
Gdy wiele lat później, już po śmierci Czapskigo, Zofia Hertz została zapytana o udział kolegi w pracach Instytutu Literackiego pomniejszała jego rolę, mówiąc: „Nigdy nie brał. To znaczy: Józio pisze do nas od czasu do czasu […] załatwia nam czasem jakieś sprawy, no powiedzmy, chodzi do jakiś Francuzów. No, ale przecież on się nie nadaje do żadnej konkretnej pracy, to jest artysta w całym tego słowa znaczeniu”. Przykre słowa.
Zofia Hertz była świetną pracownicą zespołu Kultury. Niestety nie była dobrym duchem Kultury. Ten mit należy obalić. Wspomnienia osób, które w latach siedemdziesiątych i późniejszych bywały w Lafficie, stawiają jej osobę w niezbyt dobrym świetle. Ale są też takie wspomnienia, które są pochwałami. Te jednak znamy. Samo życie. Jedni chwalą, drudzy krytykują. Czapski niepochlebne opinie o Zofii Hertz, o jej relacji z Marią, zastrzegł w dziennikach. Szanując wolę piszących, nie wolno nam ich tajemnic odsłaniać.
Przytaczam kilka – subiektywnych zapewne wypowiedzi, które usłyszałam od osób odwiedzających Dom Kultury:
– To była wredna baba. Okropna. Izolowała Jerzego od Józefa. Myślę, że ich relacje – mimo różnych rozbieżności – mogłyby być lepsze, choćby tylko w tym ostatnim ich okresie życia. Jednak Zofia Hertz stała na straży, by do polepszenia relacji nie doszło. Gdy żył Zygmunt, on ją trochę powstrzymywał, po jego śmierci było tylko gorzej.
– Jako młody naukowiec, na początku swojej kariery przyjeżdżałem do Laffittu i wchodziłem tylko na dół, gdy dopytywałem delikatnie, co tam na górce, Zofia Hertz pewnego dnia powiedział: „Józio? Pewnie leży na tym swoim barłogu. Przykre.
– Kiedy przyszłam pewnego dnia do Kultury, Zofia Hertz powiedziała do mnie: Ale Pani wie, że o klasie kobiety świadczą buty. To było poniżające. Byłam wówczas przybyszem z Polski, gdzie o lepsze buty było trudno… Izolowali Czapskich od innych gości. Na dole pracowała Maria Łamzaki, prawa ręka Zosi, jak się okazuje dzisiaj z akt, współpracująca ze służbami bezpieczeństwa. Myślę, że pośrednio wpływała także na Zofię Hertz. Były też inne osoby, które tylko dorabiały na dole i one też mówiły Józiowi, z kim się ma lub nie ma spotykać. Osaczały go, choć on sam chyba nie zdawał sobie z wielu intryg sprawy. W mojej obecności kiedyś walnął ręką w stół i powiedział: ja sam będę decydował, co mam robić, kto u mnie je obiad, nie jestem jeszcze starcem ubezwłasnowolnionym.
Tyle i aż tyle. Wystarczy. Może to wiek… Może ta wspólna przestrzeń dzielona jednak przez tak długi czas, a może i inne spojrzenie na wiele spraw.
Książka Kamili Łabno – Hajduk „Zofia Hertz. Życie na miarę Kultury” warta jest przeczytania, choć osoby, które czytały historię powstawnia Instytutu Literackiego i paryskiej Kultury, biografie Giedoroycia, Czapskiego oraz opracowania na temat innych osób odwiedzających paryską Kultury będą miały wrażenie, że niewiele się dowiadują. To tylko wrażenie, wszak mamy tu jednak w pigułce życie Zofii Hertz osadzone w dokładnym zarysie spraw historycznych i pokazane z jej perspektywy poprzez także drobiazgi, których we wcześniejszych opracowaniach nie było. Ona mówi w tej książce, bo to jej biografię pisała Kamila Łabno – Hajduk. W czasie swojego życia, podobnie jak Jerzy Giedroyc, także i Zofia Hertz kształtowała swoją autobiografię poprzez wywiady.
Wydawcą książki jest: Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu; Współwydawcą: Association Institut Littéraire Kultura, a książkę dofinansowano także ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które podchodzą z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
A tymczasem gotowa, opracowana biografia Zygmunta Hertza czeka na wydawcę.
A potem jeszcze tylko Henryk Giedroyc i będzie komplet biografii ścisłego zespołu pracowników Kultury?
Listy opublikowane (skany) na stronie https://kulturaparyska.com