Marek Łatyński: Te twoje legendarne kilkadziesiąt tomów dziennika…
Józef Czapski: Tak, legendarne, ale wolę, żeby ludzie zaczęli w tym grzebać jak ja umrę. Dlatego, bo
dziennik to jest przecież zawsze intymne. I tylko jak jest intymne to jest dobre.
Marek Łatyński: Kiedy zacząłeś to pisać?
Józef Czapski: Te które mam tutaj…? tyle mi zginęło w 1939 roku, bo zawsze pisałem, a te co mam tutaj, jakieś dwieście kilkadziesiąt tomów, to od obozu…
Marek Łatyński: Jak wyszedłeś z obozu w Rosji?
Józef Czapski: Nie, nie jak wyszedłem, jak byłem. Od tego czasu bez przerwy. Bez przerwy. I jak zaczęto drukować kawałki mojego dziennika, to mi to bardzo popsuło pisanie. Bo miałem
wrażenie, że pisząc obserwuje mnie jakieś trzecie oko. Że już ktoś myśli jak to wydrkować i pomieścić… już, juŜ czułem, Ŝe dziennik przestaje być dziennikiem. Na szczęście
przezwyciężyłem to uczucie. I teraz znowu mam wielką potrzebę pisania. Ale piszę… i
nikt nie może mnie przeczytać i ja siebie nie mogę przeczytać. A zapisać muszę. Jeżeli
mi się nie chce malować rano to zapisuję, że mi się nie chce malować. I moja sekretarka, przemiła, chciała to odczytać, powiedziała z lekkim uśmiechem: ale pan będzie musiał
dużo rzeczy wykreślić, bo ja już kilkanaście razy czytałam, obudziłem się o 7 rano.
ZOBACZ: Dziennik z 1964 roku na serwerach zagranicznych
Fragment wywiadu Marka Łatyńskiego z Józefem Czapskim. Opublikowane w Archiwum Emigracji. Opracował Mirosław Supruniuk.
Zdjęcie z dziennika Józefa Czapskiego.