Marek Szypulski był przez wiele lat dyrektorem Domu Spokojnej Starości Polskiego Funduszu Humanitarnego (Maison de Retraite du Fonds Humanitaire Polonais), założonego w 1957 roku z inicjatywy Kajetana Dzierżykraj-Morawskiego. Do zamku w Lailly-en-Val, w którym mieści się ta instytucja często przyjeżdżał Józef Czapski i jego siostra. Odwiedzali oni tam swoich znajomych, którzy zamieszkali w Domu Spokojnej Starości.
Marek Szypulski: Czytałem naturalnie jego książkę Na nieludzkiej ziemi, kilkakrotnie uczestniczyłem w wernisażach wystaw, ale nie znałem osobiście tego wybitnego artysty, wspaniałego, dobrego człowieka o niezwykłej duchowości i wrażliwości. Nasze spotkania i korespondencja zaczęły się po artykule Czapskiego o André Malraux w „Kulturze” [Kultura” 1977, nr 1-2/352-353, s. 30 – przypis redakcji]. Tak mnie on zachwycił, że napisałem do artysty list. Dziękował za dodanie mu otuchy, pisał, że mój list go wzruszył i w jakiś sposób pomógł. W ostatnich słowach życzył, aby moje życie było piękne i dobre, a ono wtedy zupełnie się nie układało, ale przecież nie mógł o tym wiedzieć. Pamiętam, że te życzenia też bardzo mi pomogły.
Spotykałem pana Józefa podczas pobytów w Maisons- -Laffitte, kiedy przywoziłem redaktorowi Giedroyciowi oprawione książki. Chodziłem do niego „na górkę”, gdzie leżąc na łóżku z podkulonymi nogami i rękami związanymi za głową, opowiadał o malarstwie, pytał o moich ulubionych malarzy, wołając czasem do pani Janiny Gąskiewicz, która się nim opiekowała:
– Paniusiu czekamy na herbatkę.
Ktoś powiedział, że był jak prorok, jak Mojżesz. Z tej smukłej postaci promieniowała dobroć, siła i wielkość.
Nie widziałem go malującego. Z biegiem czasu, tracąc wzrok, malował coraz mniej. Na sztaludze stały niedokończone obrazy, na stole leżały tubki farb z kartkami papieru, na których grubym pisakiem znaczył kolory.
Kiedyś poprosił, czy nie zechciałbym oprawić jego najbardziej zniszczonych zeszytów, w których pisał i rysował, niektórych z czasów sowieckiej niewoli w obozach Griazowca i Starobielska. Podjąłem się tej pracy z radością. Było to obcowanie z twórczością artysty, jego myślami i rysunkami, którymi zapełniał stronice. Zachwycił się, kiedy je zwróciłem.
Odpowiedziałem:
„Zachwyt Pana sprawia mi dużą przyjemność, starałem się tak zrobić, aby zadowolić duszę artysty. Prosi Pan o rachunek. Mógłbym policzyć materiał, nie policzę serca, czas jest bezcenny. Pozwoli Pan, że opowiem pewną historię:Na dworze hiszpańskim był śpiewak Farinelli, przyjaciel Scarlattiego. Kiedy odsyłał szyjącego mu ubranie krawca po zapłatę do królewskiej kancelarii, ten powiedział:
– Mistrzu, zaszczytem było dla mnie szycie dla pana. Śpiewa pan dla króla i królowej, największą zapłatą będzie, jeśli mistrz zechce zaśpiewać dla mnie. I Farinelli zaczął śpiewać dla krawca, który z otwartą buzią słuchał jego niezwykłego głosu.
Nie znam cen Pana obrazów. Trudno mi wysuwać jakiekolwiek propozycje.
Czapski odpisał:
Oglądałem obrazy nie mogąc się zdecydować. Chciałem wybrać najmniejszy, ale wszystkie były dość duże. Moja praca nie była warta nawet połowy ceny jednego obrazu. Wreszcie wybór padł na dwa z nich.
– Zatrzymam do następnego razu, jak się zdecydujesz – powiedział Czapski i na blejtramie jednego z nich napisał mazakiem „zarezerwowane”.
Wróciłem po miesiącu i w dalszym ciągu nie wiedziałem, który wybrać.
– A to bierz oba – powiedział artysta.
Pocałowałem go w rękę.
Coraz bardziej tracił wzrok. Namalował jeszcze tylko kilka obrazów. Jeden z ostatnich ofiarował Agnieszce, mojej siostrze, która w związku z pracą piętro niżej, w „Kulturze”, często go odwiedzała. Przedstawia zupełnie pusty stół z tego niezwykle skromnego mieszkania, raczej celi. Zniknęły już z niego pędzle i tuby z farbami. Ten sam stół, na którym później stała jego trumna, jakby do tego przygotowany…
Zmarł w styczniu 1993 roku. Pojechałem na pogrzeb. W promieniach zachodzącego słońca chyba pięć razy wpuszczano i wyjmowano trumnę z ziemi, powiększając za każdym razem długość grobu.
„Taka mała mogiłka, a w niej wielkość leży”, przypomniały mi się słowa poety.
Marek Szypulski był pomysłodawcą Warsztatów artystycznych im. Józefa Czapskiego w Lailly- en- Val. Z tego okresu powstały dwie grube złote księgi i kolekcja obrazów uczestników warsztatów na zamku w Lailly -en-Val. Przez pewien czas była też przyznawana nagroda dla najzdolniejszego ucznia z Zespołu Szkół Artystycznych w Krakowie.
Dziękuję Panu Markowi Szypulskiemu za zgodę na publikację tego wspomnienia, oraz spadkobiercom praw Józefa Czapskiego za umożliwienie opublikowania listów.
Zdjęcie Józefa Czapskiego z archiwum Marka Szypulskiego.