Zbigniew Herbert napisał w Węźle gordyjskim: „Europa handlarzy-entuzjastów w rodzaju Zborowskiego, wiernego druha Modiglianiego, należy do przeszłości. Nawiasem mówiąc, kto nareszcie napisze o Zborowskim monografię? Na pewno jakiś Francuz albo Włoch. Polscy historycy sztuki współczesnej wolą chodzić po śladach swoich zachodnich kolegów”.
Na szczęście minęły te czasy, kiedy historycy sztuki tak bardzo zachwycali się i pisali opracowania o francuskich, włoskich czy amerykańskich marszandach. Na rynku księgarskim można spotkać coraz więcej pozycji , które dotyczą Polaków i ich roli w kształtowanie świata sztuki, w promowaniu artystów.
Lila Dmochowska, historyk sztuki (absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego) zafascynowana Leopoldem Zborowskim postanowiła prześledzić jego życie i poszukać śladów po nim w archiwach prywatnych i państwowych rozsianych po całym świecie. Pasjonatka za swoje własne pieniądze odbyła wiele podróży m.in. do Paryża i odnalazła niepublikowane dotąd dokumenty. Pomógł jej też w tym internet, bo dzięki niemu mogła np. śledzić aukcje, na których pojawiały się dokumenty i obrazy związane z polskim marszandem.
Zboro albo Zbo, młody poeta przybył do Paryża w 1913 roku na zaproszenie Kazimierza Czechowskiego (potem męża Ludwiki Makowskiej, zwanej Lunią) . W czasach przed I wojną światową życie w stolicy Francji było tanie. Zborowski miał pieniądze od swoich rodziców nie musiał więc na początku troszczyć się o swój byt. Wynajął pokój na rue d’Ulm z widokiem na Panteon i swoje kroki kierował ku zabytkom: katedrze Notre Dame czy do Luwru. Co studiował? Niektóre publikacje podają, że chciał pobierać naukę na Sorbonie, ale historii sztuki uczył się w szkole artystycznej przy Luwrze. Zwiedzał wystawy, przesiadywał w kawiarniach na Montparnassie, gdzie poznawał malarzy pochodzenia żydowskiego, którzy potem zostaną określeni jako malarze z École de Paris.
Na początku XX wieku stolicą europejskiej inteligencji był Paryż. Dlatego każdy szanujący się artysta, muzyk i pisarz koniecznie musiał odwiedzić to miejsce. Tak samo stało się z Józefem Czapskim. Po raz pierwszy znalazł się tu w 1924 roku. Na fotografii sprzed kawiarni La Rotonde z 1925 roku nie ma go. Są natomiast jego znajomi m.in. Jacek Puget, Ludwik Puget, August Zamoyski, Eugeniusz Zak, Tytus Czyżewski.
„Sława tych lokali przyciągała również bogatszych i bardziej statecznych francuskich i cudzoziemskich przedstawicieli sztuki i inteligencji, których ciekawił i jednocześnie przerażał artystyczny świat lewobrzeżnego Paryża” – napisała Lilia Dmochowska. Przybywający do stolicy Francji Iwaszkiewicz zwykle spotykał się ze swoimi znajomymi (Szymanowskim, Zamoyskim, Czapskim) w kawiarniach po prawej stronie Sekwany. Co prawda pisał w Książce moich wspomnień: „Siadywaliśmy często na werandzie Café du Dome, dokąd przyjeżdżałem tylko po to, aby się z nimi widzieć (z Tuwimem, Reymontem, Zborowskim – przypis Ela Skoczek), gdyż nie cierpiałem tej knajpy i całego Montparnasse’u”.
Nie zostały do tej pory odnalezione dzienniki Józefa Czapskiego sprzed II wojny światowej. Zaginęły w Warszawie; w tajemniczych okolicznościach zniknęły z jego pracowni na Filtrowej (ktoś je wyniósł bez wiedzy Czapskiego, Marii Czapskiej i Ludwika Heringa. Kto jeszcze miał klucz do jego pracowni?).
Dlatego też trudno odtworzyć moment, kiedy Czapski poznał Leopolda Zborowskiego. Ślad tego, że znał go znajdujemy w jego esejach, kiedy wspomina m.in. Soutina. W księgozbiorze Józefa Czapskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie zachował się egzemplarz książki: Soutine et son temps, którego autorem jest Émile Szittya. Tu znajdujemy liczne podkreślenia i uwagi Czapskiego.
Autor Oka nie zgadzał się z tym, jak opisał Zborowskiego Szittya. Uznał, że robienie chorego, nieobliczalnego człowieka z polskiego marszanda, któremu tak wiele zawdzięczał Soutine, jest niesprawiedliwe i nieprawdziwe.
Przyznaje rację i popiera słowa Waldemara George’a, który pisał: „Pierwszy marszand Soutine’a – Zborowski bronił go z zaciekłością i entuzjazmem. Nigdy nikt nie powie z dostateczną siłą, jakie były zasługi oddane sztuce żywej przez tego kupca, który umarł biedny”.
Leopold Zborowski, który prowadził galerię przy rue de Seine pod numerem 26, umarł w 1932 r.
Po wojnie na tej samej ulicy, ale pod numerem 29 swoją galerię prowadziła Lunia Czechowska – Choroszczo, przyjaciółka rodziny Zborowskich, modelka Modiglianiego. Czapski poznał ją przed II wojną światową w Paryżu (podobnie jak Andrzejewski, Tuwim i Iwaszkiewicz).
Drogi Lunii i Czapskiego zeszły się w 1952 roku, kiedy to w jej galerii (w Galerie M. Bénézit) odbyła się wystawa jego prac. Kolejna w 1961 roku. Właścicielkę galerii Czapski wspomina na kartach dziennika oraz w esejach.
Polecam książkę: