Marek Tomaszewski przyjechał na zaproszenie Teatru Bagatela. 25 października 2019 roku miał zagrać koncert z okazji 100-lecia teatru. 24 października ćwiczył więc do późna w sali krakowskiego Pałacu Sztuki, ale udało mi się wraz z nim wieczorem zajrzeć do Pawilonu Józefa Czapskiego. Normalnie o tej porze to miejsce nie jest dostępne. Tego dnia było to możliwe, gdyż odbywało się spotkanie z Grzegorzem Kozerą, który opowiadał o swojej podróży po Ameryce Południowej.
Dotarliśmy na koniec spotkania. Kiedy kończyło się ono na I piętrze, weszliśmy po cichu na II piętro i zajrzeliśmy do pokoju malarza.
A poniżej fragment wywiadu:
Jest rok 2016. Spotykam się z Markiem Tomaszewskim w domu Kultury. Pan Wojciech Sikora częstuje nas kawą, a potem odchodzi i zaczynamy rozmawiać. Siedzimy w tzw. ogrodzie zimowym.
Marek Tomaszewski: – Nasze (moje i Wacka Kisielewskiego) pierwsze spotkanie w Kulturze było na dole, takie oficjalne. Wtedy był pełny skład: Maria Czapska, Józef Czapski, Zofia Hertz, Zygmunt Hertz, Jerzy Giedroyc i jego brat Henryk. Każda z tych osób zadawała nam inne pytania: Giedroyc skupiony był na sytuacji w kraju, na polityce, pytał: jakie są nastroje w Polsce. Józef Czapski dopytywał o pisarzy, literaturę – bardziej interesowały go zagadnienia kultury. Wtedy spotkaliśmy się chyba dwa razy z Czapskim, na dole. To były dwa różne kręgi zainteresowań, polityka i kultura. Pamiętam dobrze, że zaprosiliśmy wszystkich do Olimpii. Oglądali nas wtedy Zosia Hertz z Zygmuntem i Jerzy Giedroyc. Music- hall de Varsovie to była oficjalna, polska impreza. Byli więc urzędnicy z Ambasady PRL. Wiedzieliśmy, że pewnie wszyscy jesteśmy obserwowani, więc pamiętam, że wymieniliśmy tylko spojrzenia z gośćmi z Maisons-Laffitte. Czapski z Marynią wtedy nie dotarli.
Elżbieta Skoczek: W pewnym momencie groził wam powrót do Polski oraz to, że nie będziecie mogli legalnie przebywać we Francji. Koniec marzeń o występach, o pozostaniu tutaj we Francji, o próbach zrobienia kariery – jak wtedy mówiono – na Zachodzie?
Marek Tomaszewski: Jako artyści – bez pracy – dostawaliśmy tylko przedłużenie wizy. Limit był na dwa miesiące i gdy termin się zbliżał musieliśmy powrócić do kraju. W momencie, gdy kończył się nam limit i trzeba było wracać, Czapski przez swoje kontakty w Ministerstwie Spraw Zagranicznych załatwił nam carte de séjour (kartę pobytową). To było bardzo ważne dla nas i zasadnicze. Mieliśmy dokument, który pomógł nam. Mogliśmy myśleć o koncertach. Gdybyśmy nie mieli tej karty, nasza kariera na pewno by się nie rozwinęła. Musielibyśmy po dwóch miesiącach wrócić do kraju. Czapski poprosił o pomoc swojego przyjaciela, Francuza. Pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przy Quai d’Orsay. Poszliśmy tam z Wackiem na godz. 9. Józef Czapski też przyjechał – to było dla niego nie lada wyczynem, gdyż do południa zwykle zajmował się malowaniem lub innymi swoimi sprawami. Wiedział, że musi nam pomóc i przyjechał do Paryża. Przyjął nas znajomy Czapskiego, Jacques Andréani – wybitny dyplomata francuski, który zmarł nie tak dawno, bo w 2015 roku. I wtedy po 15 minutach podjął decyzję, że otrzymamy carte de séjour ważną na 3 lata. Nie mógł nam tego wcześniej załatwić nawet Kot Jeleński. Mieliśmy po tej wizycie pójść na policję i tam otrzymaliśmy karty pobytu. Osoby z kręgu Czapskiego bardzo nam pomagały. Kot Jeleński załatwił nam mieszkanie w Cité des Arts. Na 2 lata. Mieszkania te przyznawano artystom (malarzom, muzykom) z puli mieszkań francuskich, komunalnych. Zwykle dość długo czeka się na przydział lokalu. Mieliśmy więc tanie mieszkanie w dodatku z fortepianem. Udało nam się wtedy wystąpić kilka razy na koncertach. Dzięki wcześniejszym kontaktom, wyjeżdżaliśmy głównie do Niemiec. Niemcy okazali nam większą pomoc i ułatwiali robienie kariery. Tam było więcej możliwości koncertowania niż tutaj w Paryżu.
Fragment wywiadu. Całość zostanie opublikowana w książce „Słuchając”.
Kompozycja Marka Tomaszewskiego dedykowana Wackowi Kisielewskiemu