W rozmowie z Markiem Zagańczykiem Zbigniew Herbert powiedział:
Przez pewien czas przyjaźniłem się z malarzami, to nie jest bez znaczenia. „Pracownia pisarska” nic mi nie mówi, bo to jakieś papiery… Natomiast pracownia malarska samym zapachem terpentyny i farb olejnych budziła zawsze we mnie podniecenie, jak u dobrego piwosza zapach piwa. Chciałbym wspomnieć Józefa Czapskiego, wszyscy o nim piszemy, ale on odegrał tu zasadniczą rolę. Powiedziałem mu raz: moim zdaniem (bylem jeszcze bardzo młody i głupi, to znaczy jeszcze głupszy…) właściwie istnieją tylko Włosi, ci Holendrzy trochę mi w Luwrze przeszkadzają. I wtedy Czapski ze swoją wspaniałą, genialną prostotą powiedział: to jedź do Holandii. Pojechalem do Holandii. Te kolorystyczne niuanse… bo to nie jest malarstwo włoskie, takie dźwięczne kolorystycznie. Chodziłem do różnych sklepów z farbami i oglądałem katalogi, w których jest nie tylko cena i nazwa, ale i kolor. Bo co z tego, że powiem, że to jest żółć indygo. Czy ktoś ma pod ręką ten katalog, który ja mam? Albo czym różni się błękit paryski od pruskiego (pruski jest ciemniejszy)? Myślałem, że przez dokładne nazywanie kolorów jakoś zbliżę się do malarstwa. Ale od sklepu z farbami do obrazu jest daleka i kręta droga. Kolor sam w sobie nic nie znaczy, dopiero przez towarzystwo kolorów, które go otaczają, przez te wszystkie harmonie… Z tymi kolorami? Może raz czy drugi udało mi się zasugerować – to jest jak tłumaczenie muzyki na słowa. Tłumaczenie malarstwa na język, wałkowanie tych słów, przypomina wałkowanie ciasta. Używając wielkich słów: olśnienie. Widzi Pan od razu i widzi Pan wszystko. Potem zaczyna się obraz rozbierać, mowić o żółto-złoto-białej sukni, czarnym kołnierzu, to zaczyna już być analiza.
Herbert poznał Marię Czapską i jej brata Józefa w 1958 r. Dzięki zachowanym fotografiom (także w prywatnych archiwach, które do tej pory nie były publikowane) widzimy Herberta na wernisażu wystawy Czapskiego, także w towarzystwie jego przyjaciela malarza Jana Lebensteina.
Dzięki listom przechowywanym w Archiwach w Bibliotece Narodowej w Warszawie (Katarzyna Herbertowa i jego siostra Halina Herbert-Żebrowska sprzedały archiwum Zbigniewa Herberta za 2.9 mln zł Bibliotece Narodowej w 2006 r.) oraz w zbiorach w Beinecke Library na Yale University, Księżnicy Pomorskiej w Szczecinie i Muzeum Narodowym w Krakowie po raz kolejny potwierdza się moja teza, o znaczącej roli Marii Czapskiej w tworzeniu kultury polskiej na emigracji (mimo że była pomijana i nieceniona przez choćby mieszkańców domu Kultury). Dzięki niej osoby, które pojawiały się w Paryżu, a następnie w Maisons-Laffitte, stawały się bliskimi dla rodzeństwa Czapskich, mimo odrzucenia przez Giedroycia. Tak było też z Herbertem. To Maria podtrzymywała „tę nić, która nas przed laty związała” – jak pisała do Herberta, gdy udało im się spotkać, czy to w kawiarni Ruc, czy w domu na piętrze, gdzie – jak wyjaśniał Czapski w pierwszym zachowanym liście – „wejście od tyłu, nasze wejście, i spiczaste schody do góry”.
W opublikowanej przez Zeszyty Literackie korespondencji widzimy, że w początkowej fazie znajomości, to Maria była inicjatorką pisania listów do Herberta, to ona w większości odpowiadała na przychodzące do nich listy (Józef dopisywał kilka zdań lub rysował), zgłębiała poruszone tematy, inspirowała, to ona otoczyła poetę prawie matczyną troską. Zabawne jest choćby przesłanie mu „przepisu na sen”, ale pokazuje jak bardzo martwiła się o zdrowie psychiczne autora „Martwej natury z wędzidłem” . W tym czasie, w 1967 roku, Herbert skarżył się na bezsenność, najpewniej dopadała go depresja i zaczął brać mocne tabletki na sen. To niepokoiło Marię, dlatego przesłała mu sprawdzony sposób na oddychanie, które pomaga w uzyskaniu spokoju i tym samym snu. Pisała także do niego:
” […]trzeba przezwyciężyć zmory[…] Chcę Ci powiedzieć, że prosząc pilnie, uparcie, gorąco o światło, o drogę, bywamy wysłuchani – prosząc o drogę prawdy, nie o +spełnienie życzeń+ – prosząc w pokorze: +czymże jestem przed Twoim obliczem…+, prosząc o zgodę z przeznaczeniem, o zgodę poddania się wszystkiemu: Fiat.[…] Ośmielam się tak pisać do Ciebie, bo w złych chwilach, kiedy +czarne psy+ napastują, ratuję się modlitwą – jak umiem!
W liście, który nie zachował się w żadnym archiwum możemy na podstawie odpowiedzi Marii Czapskiej wnioskować, że Herbert pisał do niej o „niemożności pisania, tworzenia”, która to niemożność wynikała, ze stanu ducha, w jakim się wtedy poeta znalazł. Próbuje mu doradzić:
I jeszcze o pisaniu, dlaczego nie chcesz pisać o sobie? Nie myśl po co? dla kogo? komu to potrzebne? Pisz, żeby się wyzwolić, pour voir clair, pisz dla kilku najbliższych – może? – a zwłaszcza dla siebie. „Spowiedź żarliwego serca” – ale inaczej aniżeli Wat – sans complaisance, seriozno, ale najsprawiedliwej wobec siebie – spowiedź – nie mowa obrońcy ani ostatniego oskarżonego (conditions atténuantes – nie).
Wydanie korespondencji Józefa Czapskiego, Marii Czapskiej do Zbigniewa i Katarzyny Herbertów odkrywa przed nami nie Józefa Czapskiego, nie poetę Herberta, odkrywa przede wszystkim Marię Czapską. Dla mnie, nie Józef Czapski jest bohaterem tych listów, nie Zbigniew i Katarzyna Herbertowie, ale autorka „Szkiców Mickiewiczowskich” , Miłosierdzia na miarę klęsk”.
Warto przeczytać tę korespondencję, by poznać – ukrytą do tej pory w badaniach za plecami brata, siostrę: Marię Czapską; jej błysk wypowiedzi, jej humor, a przede wszystkim jej głęboką religijność, która tak drażniła Zofię Hertz i pośrednio Jerzego Giedroycia. To też ważny aspekt w badaniach nad Kulturą i jej kręgiem.
Herbert nie był lubiany przez redaktora Kultury i Zofię Hertz, był natomiast ceniony przez Marię Czapską.
Maria w listach do poety podpisywała się „Wierna Maria”.
Józef Czapski w dzienniku w 1981 roku wpisał na okładce:
„O Maryni 108-112 o stosunku Kultury do M. o mojej także odpowiedzialności, ale przede wszystkim stosunku do niej Zosi a przez nią i Jerzego. Proszę usilnie, jeżeli kto po mojej śmierci zechce drukować strzępy […] z tego dziennika, proszę je wykreślić.”*
Wola Józefa Czapskiego na pewno zostanie spełniona. Jest ona wpisana do kajetu czerwonym flamastrem bardzo wyraźnym pismem. Te fragmenty dziennika nie zostaną upublicznione. Nie ma ich też w internecie. Są dostępne dla badaczy, ale nie wolno ich publikować, szanując zapis uczyniony przez Czapskiego.
Ważne jest jednak to, by publikacja kolejnych tomów listów, które pisał Józef Czapski do Czesława Miłosza, czy do rodziny Vincenzów zawierały także listy od Marii Czapskiej. Jej głos jest ważny i korespondecja ta to często dwugłos. Bez głosu Marii jest on niepełny. Tak było także z życiem Józefa Czapskiego, o czym przekonamy się, gdy zostanie przygotowana dokładna biografia Czapskiego. Bez wsparcia Marii, nie byłoby Czapskiego, malarza i pisarza. To moje przypuszczenia, które – gdy przeglądam archiwa – coraz częściej się potwierdzają.
Dlatego nie można reklamować korespondencji do Hertbertów pisząc: Józef Czapski / Zbigniew Herbert „Korespondencja”. W ten sposób „gumkuje się” Marię Czapską, która jednak nadała do poety 16 listów, a 11 listów było wspólne od rodzeństwa Czapskich, z tym że większość tych wspólnych listów napisała Maria (Józef dopisywał zdanie lub dwa). Gdyby nie Maria być może ta „nić, która ich przed laty związała”, pękłaby.
Gdyby nie śmierć Marii w 1981 roku, korespondencja ta byłaby jeszcze bogatsza w jej zapiski. Na szczęście po śmierci Marii, Józef pisał do Herberta i nadał pocztą listy i dzięki temu dzisiaj możemy czytać wspaniały zbiór rozmów między nimi.
Inne teksty o Herbercie:
Na zdjęciu: Józef Czapski w czasie wystawy w Galerie w M. Bénezit w Paryżu, 1958 rok. Z tyłu siedzi Zbigniew Herbert, po jego prawej stronie Jan Lebenstein.
Książkę można kupić w księgarniach i na stronie wydawcy: Józef i Maria Czapscy / Katarzyna i Zbigniew Herbertowie , Zeszyty Literackie, 2018
*Odczytany przez Elżbietę Skoczek fragment z dziennika Józefa Czapskiego [źródło: czapski.mnk.pl dostęp: 16.03.2018 r.]
Zdjęcie Marii Czapskiej z archiwum MNK. Wklejone do kajetu Józefa Czapskiego (rok 1981).