27 kwietnia 2020 roku Towarzystwo Przyjaciół Rodziny Czapskich (Białoruś) odnalazło na cmentarzu płytę nagrobną Konstancji Jakubowskiej, niani – zwanej przez rodzinę Czapskich, Babuśką. Tym samym znamy dokładnie miejsce jej pochówku.
„Ucieczką naszego dzieciństwa i wielką miłością była nasza niania, Babuśka. Nie mogliśmy nigdy do syta nacałować się jej, napieścić. A kiedy się broniła przed naszą obcesową czułością:»to z miłości« — mówiliśmy, a ona — »z miłości, połamali kości«”. „Dziś nam się zdaje, że tamto pokolenie miało czas na wszystko, że żyli bez pośpiechu i rozproszenia, bez zalewu prasy, bez zgiełku radia, w ramach swojej sfery, rodziny, obyczaju i materialnych zasobów”.
„Ojciec postanowił wyprawić nas całą gromadą wraz z Babuśką pod opieką panny Kempen do Austrii. Mieliśmy jechać przez Kazimierzę Wielką. Sześć piekielnych mil z Miechowa do Kazimierzy drabiniastym wozem i fornalską czwórką wytrząsło nas porządnie. Zwłaszcza naszą pannę Kempen, która to zsuwała się z siedzenia z ubitej słomy, chwytając za kapelusz z piórami, to traciła kapelusz, uczepiona oburącz do wozu. Potworny stan dróg tego żyznego kraju, gdzie nawet latem nie wysychające po miasteczkach błoto pomnożone pomykami i wszelkimi odpadkami, cuchnące zgnilizną, miało stanowić naturalną obronę Imperium Rosyjskiego w razie ofensywy nieprzyjaciela. Był to istotnie wał obronny płynnego lub skamieniałego w grudę błota. O szosie nie mogło być mowy z braku kamienia, kolejkę wąskotorową zbudowano dopiero znacznie później – wszystko spełniały cierpliwe i do swojej katorgi wdrożone konie, przeskakujące bajora i jamy drogowe, po uszy w błocie unurzane. W Proszowicach, miasteczku leżącym po drodze do Kocmyrzowa, stacji granicznej, utopił się wówczas w bajorze ulicznym koń, nie mogąc wyciągnąć wozu, a działo się to w kraju zwanym Egiptem Polski, o wsiach zasobnych i licznych, gościnnych dworach.
Stary, modrzewiowy dwór w Kazimierzy, o charakterystycznym, łamanym dachu, krytym gontem, ocieniały stare akacje, rozrosłe lipy i klony. Dom był parterowy, z dwoma tylko pokojami na piętrze, ale z obszernego strychu dało się zrobić kilka przyjemnych, gościnnych pokoi. Szwagier nasz, Leon Lubieński, rządny gospodarz, był pomysłowy w budownictwie i obie swoje siedziby pomnożył takimi ze strychu wykrojonymi pokojami. […] Rózia z Babuśką zostały w Kazimierzy, a nasza starsza piątka (w tym Józef Czapski) z panną Kempen ruszyła przez owe bagniste Proszowice, Kocmyrzów, Kraków na Morawy…”.
Czapski wspomina:
„Wczoraj widziałem i Mamę w saloniku, i siebie na dywanie, i hiacynty, i moje przy Niej szczęście, czy prędzej bezpieczeństwo, i jak przychodziła rano do pokoju Babuśki, jakeśmy się rzucali w jej objęcia; jej szczupła wysokość, złote włosy, duże ręce i suknia czarna z aplikacjami „jak czarne sasanki”
A w dzienniku Czapskiego, Babuśka zawsze obecna, jako ta, która wierzyła, że Bóg prowadzi ludzi ku wiecznej niebieskiej szczęśliwości.
I w kontekście śmierci Ludwika, tak zanotował w dzienniku:
[…] a moi bliscy jeśli nie wierzą, to starają się tak wierzyć jak Mama Babuśka. Ludwik odwrotnie – nie wierzył, a może i nie był pewny swojej niewiary, który w zapisie przedśmiertnym prosił czy żądał od kalwińskiego proboszcza (Ludwik był z rodziny kalwińskiej), żeby może nie przemawiał, tylko odmówił Ojcze Nasz!!*
W 1931 Maria Czapska zapisała w dzienniku pod datą 4 czerwca.
„21 lat od śmierci Babuśki od tej pierwszej straszliwej znajomości, dotykalnej realności śmierci. Ta noc przy jej najdroższym umarłym ciele –nasza rozpacz i ta niepocieszona tęsknota. Kawał życia za nami od tej chwili […].”
Maria tego roku przygotowywała się do matury. Z dziennika dowiadujemy się, że niania długo chorowała, ale ona i jej rodzeństwo miało nadzieję, że Babuśka wyzdrowieje „tą nadzieją, że może jednak będzie lepiej żyjemy aż do śmierci” – zanotowała.
Na zdjęciu: Konstancja Jakubowska („Babuśka”), piastunka rodzeństwa Czapskich, i jej mąż Adam („Dziaduś”), kucharz; Przyłuki 1905 r. [Z archiwum Janusza Przewłockiego]