Simone Weil? Nie umiem znaleźć miary porównania z nią, dla mnie to wzór najwyższy w swoim okrutnym wyzwoleniu z małości życia
J.Czapski
Simone Weil to postać, która zajmowała szczególne miejsce w życiu Józefa Czapskiego. Jej inicjały S.W. spotyka się często na stronach zapisanych kajetów.
– Jeżeli sporządziłoby się statystykę pojawiania się poszczególnych nazwisk w dzienniku Czapskiego, ona zajęłaby jedno z czołowych miejsc – wyjaśnia Janusz Nowak.
Pierwsze wydanie książki Siła ciążenia i łaska Czapski napotkał w powojennym Paryżu, pod koniec lat czterdziestych. Zachwyciła go od razu; niewyobrażalna siła słów budziła niepokój i chęć spierania się w sprawach, które określała jednoznacznie, z wielkim przekonaniem. Nie potrafił Czapski do końca swych dni określić konkretnie tego dziwnego zafascynowania. Zastanawiał się:
„Dlaczego, dlaczego ta szalona, ta wariatka, nie Pismo Święte, ani Izajasz nie pomagają mi, nie pokrzepiają jak ona. Szalona? Wariatka?”
i zaraz odpowiadał sobie w dzienniku, że przecież każdy z jej tekstów jest świadectwem tego, co niewymowne.
Autor Wyrwanych stron zauważał pewne podobieństwa pomiędzy myślami Simone Weil i Stanisława Brzozowskiego. Obydwoje stawiali przed sobą i światem wysokie wymagania, które miały kształtować ich wrażliwość, odpowiedzialność i chęć podejmowania niebagatelnych zadań aż po całkowite zanurzenie się w sprawach ducha, które stają się sprawami życia i śmierci. Fascynowało Czapskiego w pisarstwie uczennicy Alaina wyczucie hierarchii ważności, dokonywanie bezwzględnych wyborów w kwestiach zasadniczych: prawdy, piękna, sprawiedliwości, wiary. Była dla niego – niemożliwa i zarazem konieczna. To jej myśl pozwalała mu na kontrolowanie siebie w wierze, oddaniu się pracy, poświęcaniu uwagi.
Często po przebudzeniu sięgał ręką po książki z jej pismami, które leżały wśród jego najdroższych lektur, a więc tuż nad łóżkiem, na półce.
Była wyzwaniem dla jego wiary, jego kołem ratunkowym w sprawach religijnych. Czapski jako człowiek, który doświadczył w swoim życiu nienawiści, zła panującego w świecie nie mógł do końca zrozumieć zależności między nieszczęściem ludzkim a doskonałością Boga i jego miłosierdziem. Wywoływało to w nim bunt, bo skoro Bóg jest sprawiedliwością i największą miłością, to dlaczego pozwala na dzianie się tak wielkich katastrof, zabijanie, gwałt. Czy poprzez kontakt z Absolutem można wybłagać pokój i zgodę dla świata?
Takie pytania towarzyszyły mu każdego dnia, a odpowiedź na nie dawała mu Simone Weil: „Chrześcijanin wie, że jedna jedyna myśl miłości wzniesionej ku Bogu w prawdzie, chociaż niema i bez echa, jest pożyteczniejsza dla tego świata niż nawet najświetniejszy wyczyn” i tym samym dawała wiarę w sens zwracania się do Stwórcy i choć w niewielkim stopniu scalała jego myśli. Mimo swego niedowiarstwa w taką cudowną moc, to sformułowanie było jakże ważne dla Czapskiego. Ratowało go ono od rozkładu, gdyż dawało nadzieję i rzucało światło na ludzką niedoskonałość, nad którą trzeba wciąż pracować, by coraz bardziej próby osiągnięcia stanów wyższych były szczere, a nie udawane przed samym sobą, i żeby choć w niewielkim stopniu służyły światu. Nie lubił u siebie takich wzniosłych myśli, które nie pociągały za sobą wyrzeczenia się i podejmowania wyzwań. Popadanie w stany niezadowolenia, depresji były zawsze u Czapskiego wynikiem niezrealizowania podjętego, zaplanowanego działania. Klimat ten świetnie oddają jego słowa, które ponadto są świadectwem krytycznego podejścia do siebie:
„Te westchnienia, załamywania rąk na ciepłym łóżku, jeżeli nie są połączone z przyjęciem tych najbliższych obowiązków <rób co możesz> nie jak pensum, ale w duchu i prawdzie, w pokorze i milczeniu – są jeszcze i jeszcze retoryką i złą literaturą”.
Czapski bał się, że jego pisanie w dzienniku, ów zapis pragnień i dążeń, a jednocześnie świadek jego porażek, może poprzez nieuwagę przerodzić się w zabawę w tworzenie literatury życia, jakąś osobistą grę przeradzającą się w fikcję. Przykładem osoby, której myśli wzniesione ku Bogu były dla świata ważniejsze niż wszystko inne, bo wolne były od owej retoryki i tworzenia tylko literatury była właśnie Simone Weil. Kategoryczna wobec siebie i swoich poglądów stworzyła sobie silny kręgosłup. Każda próba manipulowania myślami, odbieganie od podejmowania odpowiedzialności były świadectwem małości. Krytycznie podchodziła do ugładzonych poglądów.
Nie była katoliczką, lecz jej doktryna często oscylowała wokół wielkich prawd chrześcijańskich. Nie zgadzała się z powszechnością urzędu nauczycielskiego Kościoła. Nie przyjmowała dogmatów, nie lubiła w Ewangelii cudów, ważniejsze było dla niej Ukrzyżowanie niż Zmartwychwstanie. W swej znajomości Starego i Nowego Testamentu przewyższała umysły Kościoła. Jakże była różna od Czapskiego, który był katolikiem, głęboko zanurzonym w naukę Kościoła, zwłaszcza po osiągnięciu 50 lat. Jednak ich cechą wspólną – a może u Czapskiego pod wpływem S.W. ukształtowaną? – był rozumny krytycyzm, daleki od buntu.
Simone Weil nie była osobą kompromisu. W osobistym słowniku Czapskiego kompromis należał do tych nienawistnych wyrazów, których używanie było dla niego upokorzeniem. Stąd kolejna wspólna płaszczyzna zrozumienia, która nie znosiła żadnego ustępstwa; dążenie do celu przez samowyrzecznia graniczące z histerią, aż po śmierć, która nosi cechy tzw. endury katarów, czyli dobrowolnego zamorzenia się głodem – to był ideał poświęcenia się idei.
Simone Weil przynależała do tych pisarzy, którzy poprzez koncentrację myśli, kontemplację, dążyli do kontaktu z Absolutem. Czapski przyznawał się, że choć fascynowała go literatura mistyczna, to jednak nie potrafił do końca wniknąć w jej wielkość. Czytał przecież m.in. Angelusa Silesiusa, Skrót doktryny mistycznej Jana od Krzyża, Żywot św. Teresy hiszpańskiej. W tych lekturach odnajdywał refleksje, które kojarzyły mu się nierozerwalnie z jego pracą. Dla niego wizja artysty, drogi dochodzenia do niej można porównać ze stanem ekstazy, który osiągają tylko ci, którzy poświęcają się życiu duchowemu. Jednak jedynie autorka Metaxu otworzyła przed nim te inne stany. Pisał:
“Dla mnie jest jedyna Simone Weil, w której odkrywam – prawie za każdym razem, co ją otworzę – źródło siły nie z tego świata, które mnie jeżeli nie ratuje z niemocy, to podtrzymuje”.
Podtrzymywała go w jego malarskiej pracy, w której ciągle dążył do odnajdywania czegoś nowego, ale nie poprzez oderwanie się od tradycji, lecz wespół z nią odkrywania nowego spojrzenia na naturę, człowieka, na ból panujący w świecie…Ukształtowana na kartach jego esejów filozofia pracy malarza – artysty zawiera w sobie wiele pierwiastków weilowskich. Bez niej nie byłoby tego pokornego malarz, który przez całe życie „piłujący” swoje obrazy, czekał na odkrycie i docenienie. Praca dla niego była kształtem piękna, tym co wyrywało człowieka z zaklętego kręgu złych myśli. Simone Weil pisała:
„Świat jest tekstem o wielu znaczeniach i od jednego do drugiego przechodzi się poprzez pracę. W pracy ciało ma zawsze pewien udział, tak jak gdy uczymy się alfabetu obcego języka, ten alfabet powinien niejako wejść nam w rękę poprzez kreślenie liter. Poza tym wszelkie zmiany w sposobie myślenia są złudzeniem”.
Podobnie jak jego mistrzyni, Czapski wartość odkrywania relacji zachodzących w świecie upatrywał w realizowaniu swego powołania poprzez pracę. Trud zmęczenia wywołany ciężkim zmaganiem się z materią wcale nie musi być odczuciem nieprzyjemnym. Zmęczenie przez pracę zawsze było dla niego tym ożywczym wiatrem, który chłodził gorące pragnienia stawania się doskonalszym w wykonywaniu swych codziennych obowiązków. Sposobem osiągania równowagi pomiędzy człowiekiem a otaczającymi go siłami natury było działanie, w którym „człowiek od-twarza własne życie w pracy”.
Na swojej drodze spotykał ludzi, którzy, podobnie jak on, kroczyli po tym świecie zauroczeni jej pismami. Jednym z nich był Georges Salles, który zawsze miał książkę S.W. przy sobie.
Z jej biografią i twórczością udało mu się na trwałe związać Czesława Miłosza. W 1958 roku ukazał się w Paryżu nakładem Instytutu Literackiego, w Bibliotece Kultury wybór pism Simone Weil, w opracowaniu i przekładzie autora Doliny Issy. W przedmowie wskazał na szczególnie ważne dla niego wówczas nurty jej myśli. Swoje zmagania z autorką Świadomości nadprzyrodzonej zawarł w Ziemi Urlo. Są one świadectwem niełatwej przygody, która sprawiała wrażenie jakby konfrontacji z jednym ze swoich wcieleń. Swój egzemplarz pism Simone Weil z adnotacjami na marginesach podarował Czapski Adamowi Michnikowi. Chciał zarażać swoją pasją do niej wszystkich swoich rozmówców. Zawsze była obecna w dyskusjach; żył nią, gdyż była jego Newmanem, nauczycielem cennym i drogim, mistrzem.
Rozmowa Czapskiego z Simone Weil nie toczyła się tylko w artykułach, lecz nade wszystko w kajetach, w dyskusjach z przyjaciółmi, w zapiskach na marginesach książek.
Wśród „książek gadających” miejsce szczególne zajmowała w biblioteczce Czapskiego La Pesanteur et la Grâce wydana przez Guilde du Livre w Lozannie w 1964 roku. Na jej stronach widnieją zapisane ręką Czapskiego reakcje na jej słowa. Zapiski te układają się w opowieść o lekturze pism Simone Weil. Podczas jednego ze spotkań z Józefem Czapskim, Wojciech Karpiński czytał choremu malarzowi stronice z tej lektury. W pewnym momencie zapytał, czy może skopiować te strony, wraz z notatkami na marginesach.
Dzięki otrzymanemu wówczas przyzwoleniu (w końcu to były nader osobiste wypowiedzi) możemy dowiedzieć się o szczegółach tego specyficznego dialogu między Simone Weil a Czapskim – czytelnikiem. Sam Czapski zastrzegał się w swoich dziennikach, że w tych zapiskach osobistych bardzo często gości subiektywizm, stronniczość; jednak to – według niego było ich bogactwem. Był świadom tego, że poprzez wprowadzane uproszczenia myśli S.W. zarazem fałszował je, ale przecież te notatki, które po śmierci autorki opublikowano, były także pisane dla siebie, bez myśli o jakimkolwiek druku.
Na pierwszej stronie wspomnianego egzemplarza, grubym flamastrem odnotował, że chce, żeby po jego śmierci ta książka należała do Ini Tyszkiewicz. Życzenie jego spełniono; w dniu pogrzebu książka trafiła do niej.
Wg relacji Wojciecha Karpińskiego, niektórych myśli Simone Weil Czapski nie był w stanie przyjąć, zgodzić się z nimi, gdyż zbyt kategorycznie i według niego, niesprawiedliwie. Z odcieniem pewności i lekceważenia dzieliła ludzi na istoty mierne, te które nie są zdolne do „wyższych” doznań, i na tych lepszych, którzy potrafią wnieść się na drogę kontemplacji, szczególnego skupienia uwagi. Dzielenie ludzi na „lepszych i gorszych” było mu zupełnie obce, ponieważ uważał, że przejście z médiocrité na inny, wyższy wymiar, czy na odwrót, odbywa się w każdym człowieku i w każdym w sposób indywidualny, na miarę, na którą jest zdolny; miarę bólu, miarę Łaski.
Przy myśli S.W.:
Gdybym tylko umiała zniknąć, doskonała miłość zjednoczyłaby Boga i ziemię, po której chodzę, morze, które słyszę…[…] Gdziekolwiek jestem, swoim oddechem i biciem serca zakłócam ciszę nieba i ziemi.
Czapski zanotował, że tych wyznań nie jest w stanie przyjąć, gdyż zdają się być złe.
Inną cytatą, której przyjąć nie mógł, ani nawet pojąć, były słowa:
Nieobecność Boga jest najcudowniejszym świadectwem doskonałej miłości, oto dlaczego tak piękna jest czysta konieczność, konieczność w sposób oczywisty różna od dobra[…]
Gdybym myślała, że Bóg zsyła na mnie ból aktem swej woli i dla mojego dobra, uważałabym, że jestem kimś, a więc zapomniałabym o głównej lekcji bólu, którą jest nauka, że jestem niczym.
Raziły go jej skrajnie ostre słowa skierowane pod adresem Rzymian oraz tradycji starotestamentowej. Kiedy Simone Weil zastanawiała się nad koniecznością istnienia odrobiny chociażby pierwiastka nadprzyrodzonego w społeczeństwie, jako przykład narodu, w którym ważna była tylko „siła ciążenia” – przeciwieństwo mistyki, podała Rzymian i Hebrajczyków, a o Bogu tych ostatnich powiedziała: Ich Bóg był ciężki. Takie oceny poczytywał jej Czapski za błąd, wręcz grzech, który popełniła.
Nie mógł także bez słowa sprzeciwu przyjąć jej podejścia do pokory, o której pisała:
„Prawdziwa pokora polega na poznaniu, że jest się nicością jako istota ludzka i, bardziej ogólnie jako stworzenie”.
Myślenie o człowieku jako nicości było sprzeczne z pojęciem chrześcijaństwa. Jeżeli ludzie są istotami, w których Bóg chce mieszkać i które chce kochać, to nie mogą one być nihilistycznym tworem. Takiego stanowiska wobec tajemnicy człowieczeństwa nie mógł przyjąć i zaakceptować.
Simone Weil próbowała określić, czym jest wdzięczność. I w tej definicji, w której posłużyła się negacją czytamy:
„Wdzięczność nie powinna w żadnej mierze stanowić przywiązania, bo to jest wdzięczność psów”.
Przy tych słowach pojawił się kategoryczny zapis uczyniony ręką Czapskiego: Nienawidzę tego tekstu. Nie mógł sobie poradzić z ogarnięciem przemyśleń Weil zawartych w rozdziale Zło. Fragmenty, które starał się rozumieć, podkreślał, by po pewnym czasie znowu do nich wracać.
Żył jej słowami, one pobudzały go do refleksji, wywoływały sprzeczne reakcje, a ponadto mobilizowały go w działaniu. Przepisywanie do dziennika poszczególnych myśli miało ocalić je od zapomnienia. Czapski tak o tym pisał:
„Jeżeli co chciałem, żeby nie zginęło, to właśnie te zawarte w tych kajetach wypisy (Simone Weil i Norwid, Brzozowski, Rozanow, Maine de Biran, Du Bos, A.Huxley, Proust i Cioran, aż po mistyków, po Pascala) obrośnięte w moje komentarze”.
Marzenie Czapskiego zrealizowało się także dzięki niemu, a pozostałe zapiski w dziennikach na pewno już wkrótce będą „odszyfrowane” i wydane drukiem.
Wojciech Karpiński tak określił autora Na nieludzkiej ziemi :
„Był najznakomitszym polskim pisarzem o sztuce. Był jednym z niewielu pisarzy metafizycznych w naszej literaturze, o umysłowości otwartej i słowie uderzająco celnym”.
Zaliczając go do pisarzy metafizycznych umieścił go tym samym obok autorki Metaxu. Kontakt z pismami o wymiarze mistycznym na pewno przyczynił się do wnikania w esejach Czapskiego w tematykę odwołującej się do innych światów.
Czapski chłonął informacje o Simone Weil. Dzięki przyjaźni z Raymondem Aron, który ożenił się w 1933 r. z Suzanne Gauchon (przyjaciółką Simone) mógł posłuchać opowieści o niej.
Autor Wspomnień starobielskich walczył o to, by myśli Simone Weil były poznane przez jak największą liczbę osób. Pisze o niej w listach, dzieli się tą fascynacją.
Oburza się, gdy bliscy mu Francuzi: André Malraux i generał de Gaulle nie uznają jej myśli i postaw:
„Jak usłyszałem, że Simone Weil jest ratée, to on [André Malraux – przypis redakcji] przestał dla mnie istnieć, bo wiedziałem, że w tej dziedzinie jest po prostu ignorantem i arywistą. Nie było dla niego interesujące poznać Simone Weil. Za to był pobocznym doradcą de Gaulle’a” – mówił Czapski w rozmowie z Piotrem Kłoczowskim Świat w moich oczach.
To zdenerwowanie na swoich znajomych Francuzów ujawnione w rozmowie było chwilowe, bo Czapski utrzymywał z nimi kontakt.
W swoje kajety wklejał artykuły o Simone Weil. W Dzienniku nr 261: wiosna i jesień 1989 r. widnieje także zaproszenie na wieczór jej poświęcony do „Théâtre de la Huchette”. Czy Czapski tam był?
Dzięki inspiracji i zabiegom Czapskiego wydrukowano w Kulturze Uwagi o całkowitym zniesieniu stronnictw autorstwa Simone Weil.
Niestety, książki z biblioteki Czapskiego zostały rozproszone i dlatego też, chcąc przejrzeć zapiski na książkach Simone Weil, musimy udać się do Krakowa, Lublina, Torunia.
W Archiwum Józefa Czapskiego w Krakowie:
1/ WEIL Simone: Attente de Dieu; wstęp: J. M. Perrin., Paris : La Colombe, 1950., W tekście notatki i podkreślenia J. Czapskiego.
2/WEIL Simone: Lettre à un religieux; wstęp Jean-Pie Lapierre, [Paris] : Gallimard, 1974. Seria: Livre de Vie les meilleurs livre de vie chretienne
W Bibliotece Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego:
1/ WEIL Simone: Wybór pism, Instytut Literacki 1958
2/ J.M. PERRIN, J. DANIELOU, C. DURAND, F. KAELIN Responses aux questions de Simone Weil. Aubier 1964
W Archiwum Emigracji w Toruniu (Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika):
1/ WEIL Simone, BOUCQUET Joë: Correspondance. Lausanne: Éditions L’age d’Homme, 1982.
2/ WEIL Simone: Cahiers. T. 3. Paris 1956.
3/ WEIL Simone: Écrits historiques et politiques. Paris 1960.
4/ WEIL Simone: La connaissance surnaturelle. Paris 1950.
5/ WEIL Simone: L’enracinement. Prélude á une déclaration des devoirs envers l’etre humain. Paris 1949. (2 egzemplarze)
6/ WEIL Simone: Oppression et liberté. [4 éd.] Paris 1955.
7/ WEIL Simone: La pesanteur et la grâce. Paris 1947.
8/ WEIL Simone: Poémes suivis de Venise sauvée. Lettre de Paul Valéry. Paris 1968.
9/ WEIL Simone: Sur la Science. Paris 1966.
Związane z Simone Weil:
10/ DEBIDOUR Victor-Henry: Simone Weil ou la transparence. Paris 1963.
11/Cahiers du Sud. (Paris), Nr 304 (1950)
– na okładce w spisie treści podkreślone: Simone Weil et Joe Bousquet „Correspondance”.
12/ Société des Amis de Georges Bernanos.(Paris), Nr 5 (1950)
– na okładce w spisie treści dopisane ręką M.Czapskiej: Lettre de Simone Weil
Dziękuję Panu Mirosławowi Supruniukowi za udostępnienie listy książek Simone Weil i z nią związanych (z księgozbioru Józefa Czapskiego Archiwum Emigracji).
W 1948 roku w Paryżu pojawiło się nakładem Librairie Plon wydanie pism Simone Weil ze wstępem Gustave Thibon.
Simone Weil, Świadomość nadprzyrodzona, Warszawa 1996
Józef Czapski, Wyrwane strony, Les Editions Noir sur Blanc 1993, s. 47.
Adam Michnik wspomina o tym fakcie w książce pt. Polskie pytania, Paryż 1987. Niestety nie podał tytułu dzieła Simone Weil.
Czapski w dzienniku zanotował: Kiedyś Brzozowski pisał o Newmanie: “Niech będzie błogosławione jego imię” (to zdanie niezapomniane, tuż przed śmiercią); dla mnie ona [Simone Weil-E.S.] jest moim Newmanem.
Wojciech Karpiński pt. Portret Czapskiego, Wrocław 1996,
Józef Czapski, Proust w Griazowcu, w: Czytając, Kraków 1990
Komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.