Kamienicę, w której rodził się Czapski, w Pradze, pilnują dwa orły. Ulica Nerudova. Nad nimi w pokoju w nocy 2 kwietnia 1896 roku urodził się Józef Czapski. Dwa dni później został ochrzczony w kościele św. Mikołaja w Pradze.
Nie znamy dokładnej daty, kiedy Józefina Hutten-Czapska (z domu Thun-Hohenstein) wraz ze swoim pierworodnym synem powróciła po porodzie do Przyłuk, do majątku rodzinnego, który wtedy znajdował się pod zaborem rosyjskim (dzisiaj Białoruś). Tam czekali na nich ojciec Józia, Jerzy Hutten – Czapski i jego starsze siostry: Leopoldyna, Elżbieta, Karolina i Marynia.
Maria Czapska wspomina w „Europie w rodzinie”:
„Kiedy Józio, sześcioletni, zachorował w Warszawie na szkarlatynę, mamę z chorym dzieckiem przygarnął u siebie ksiądz Chełmicki. Pani Lubańska odwiedzała Józia i przyniosła mu któregoś dnia kolorową papugę w złoconej klatce. To było w jej stylu”.
Czapski w swoich tekstach nie wspomina, by w dzieciństwie miał szczególną więź z jakimś zwierzęciem. Wynikało to zapewne stąd, że na wsi pod Mińskiem zwierzęta nie były niczym nadzwyczajnym. W domu Czapskich były psy, koty i oczywiście konie, które wykorzystywano do prac polowych, ale także jako środek transportu i rozrywki.
Przeglądając zachowane szkicowniki artysty oraz dzienniki, a także rysunki i obrazy rozproszone po wielu kolekcjach zauważyłam, że nie malował koni (!). Czyżby jakiś uraz z dzieciństwa ? Ojca uwagę przyciągały konie, a nie dzieci… Czy to uraz z czasów wojny z bolszewikami, czy też to, że tak często wspominał historię z dorożkarzem, który znęcał się nad koniem (bijąc go) ? Przez ponad 40 lat mieszkał przecież w Maisons-Laffitte, gdzie mógł obserwować konie i ich jeźdźców. Więcej światła na otoczenie, w którym żyli Czapscy, rzuca nam Maria Czapska.
O ojcu i jego miłości do koni tak pisała Maria Czapska:
„Ojciec nasz kochał się w koniach. Konne spacery pozwoliły młodym [matce i ojcu Czapskiego – przypis E.S] zapoznać się, porozumieć, pokochać. Oboje byli szczupli, bardzo wysokiego wzrostu, ojciec szatyn, matka złotoruda, w koronie warkoczy”.[…]
Potem ojciec za 600 rubli kupił czwórkę koni, które sam przyprowadził do Stańkowa z odległego o sześćdziesiąt wiorst jarmarku, był z nich zadowolony: pierwsze własne konie!”
Tak ojciec ich dbał o konie, że kiedy matka Czapskiego chciała jechać na mszę, to – gdy pogoda mogła zwierzętom zaszkodzić, odmawiał jej zaprzęgania koni.
„Niedzielne wyprawy rodziców do Wiazynia (do kościoła) były ograniczone porą roku. W bezdroża albo wiosenne roztopy ojciec nasz żałował koni i ksiądz Brasewicz skłonił mamę, aby nie sprzeciwiała się woli męża i zgodziła się na tę ofiarę. Mama mogła więc jeździć do Wiazynia tylko z chwilą ustalenia sanny lub obsuszenia dróg wiosennych, czego czekała zawsze niecierpliwie”.
Wspomina także przyjazdy babki ze Stańkowa, Elżbiety Hutten-Czapskiej z domu Meyendorff . Podróżowała powozem zaprzegiętym w konie:
„Na św. Józefa, imieniny matki naszej i brata, kiedy śniegi już zaczynały topnieć, przyjeżdżała babcia do Przyłuk ze Stańkowa. Wypatrywaliśmy jej powozu w czwórkę koni z górnych pokoi, skąd było widać kawałek gościńca, powóz mijał tzw. starą karczmę, dawniej dom zajezdny, po czym słychać było tupot kopyt na moście przy młynie, a przed oficyną, pod prostym kątem, droga skręcała ku domowi. Konie szły wtedy ostrym kłusem pod górę, wprawnie ściągane przed samym gankiem. Wybiegaliśmy wówczas wszyscy, aby przywitać i uściskać babcię, wynosić pakunki, pledy i odprowadzać do najpiękniejszego, gościnnego pokoju, tzw. numeru 4 o pąsowym dywanie i meblach obitych kretonem w kwiatki”.
W „Europie w rodzinie” Maria Czapska zdradza nam, jaką swoistą teorię na temat pcheł miał … ojciec Czapskich.
„Mama odwiedzała chorych na folwarku, czego ojciec nie lubił, lękał się zawleczenia do domu zarazy i… pcheł. Spódnice noszono wtedy długie, do ziemi, sukienne obszywano centymetrową, ochronną szczoteczką. Tą drogą, być może, przesiedlały się pchły z izb folwarcznych do pałacu i przechodziły na psy domowe. Papa twierdził bowiem uparcie, że to nie psy dają pchły kobietom, ale kobiety – psom!
Maria Czapska wspomina też wyjazdy rodzeństwa do Swojatycz, do rodziny, które były „po trochu arką Noego, gdzie wszystkie zwierzęta, a zwłaszcza psy bezdomne, ślepe i kulawe, znajdowały schronienie. Kosiarze znosili do pałacu młode zajączki, hodowały się za lustrzaną szafą w sypialnym pokoju państwa, aż do swej dojrzałości. Odkupione od wędrownego kataryniarza dwie białe papugi kakadu latały wolno po parku. Zlatując na werandę, domagały się pożywienia przenikliwym krzykiem. Zimą mieszkały w łazience, gdzie pilnie obgryzały nogi krzeseł i stołów, niby gałęzie rodzimego baobabu. W tej miłości do zwierząt dobrali się państwo swojatyccy, nie zaniedbując przy tym ludzi: wysłużona, dawna służba mogła korzystać tu z bezpiecznego dożywocia”.

Na cztery łapy – zwierzęta w życiu i twórczości Józefa Czapskiego. Elżbieta Skoczek i jej wykład towarzyszący wystawie czasowej „Miasto zwierząt” w Pałacu Krzysztofory / Muzeum Krakowa.
Najsłynniejszy pies Czapskiego … Cierpliwy
Na co dzień znajduje się obraz „Piesek w zielonym płaszczyku (Cierpliwy piesek)” [1971] na wystawie stałej w Pałacu Popielów w Kurozwękach. Obecnie w Muzeum Krakowa, Pałac Krzysztofory (30.05.2025 – 26.10.2025).

Na cztery łapy – zwierzęta w życiu i twórczości Józefa Czapskiego. Elżbieta Skoczek i jej wykład towarzyszący wystawie czasowej „Miasto zwierząt” w Pałacu Krzysztofory / Muzeum Krakowa. autor zdjęć: Rafał Korzeniowski
Na wykładzie zaprezentowałam wszystkie obrazy, na których Czapski namalował zwierzęta oraz wybrane rysunki z kolekcji prywatnych ukazujące: langusty, ryby, kraby, przeróżne ptaki, wielbłądy, psy, koty.
Najstarszym zachowanym obrazem olejnym z namalowanym zwierzęciem jest obraz „Słone. Pejzaż z pieskiem”, 1936, [46 x 38 cm], kolekcja prywatna (tytuł nadany przez dom aukcyjny lub sprzedającego).
Kolejnym „Aleja w parku”, 1937 [w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, depozyt Tarnowskich złożony po wybuchu II wojny światowej w magazynie muzealnym] oraz Gołębnik, 1938 [w zbiorach Polskiego Muzeum w Ameryce, Chicago] .
Ulubionym psem Czapskiego i jego siostry Marii, gdy mieszkali we Francji był ich pies Biszka, który w przeciwieństwie do psów redaktora Giedroycia i rodziny Hertzów nie kąsał gości.
Grzegorz Przewłocki: ” Chodziliśmy też karmić psy sąsiadów. Lubił psy, on sam miał – a właściwie oboje z ciocią Marynią mieli – ukochaną suczkę o imieniu Biszka, która pozuje mu na wielu rysunkach i obrazach”.
Czapski miał zawsze kieszenie wypchane smakołykami, najczęściej ciastkami. Gdy przechadzał się po Maisons-Laffitte, to podchodził do ogrodzenia każdego domu i karmił psy. Te wyczuwały go na odległość i radośnie szczekały.
Natomiast spaniele w domu Kultury (Black 1, Black 2, Piotr, Faks) , źle przez właścicieli wychowane, uporczywie atakowały gości odwiedzających redakcję, ale też gości Czapskiego, którzy podchodzili do bocznego wejścia.
Renata Gorczyńska podaje taki fakt:
„Jeden z tych Blacków na starość, głuchą i ślepą, zawsze wylegiwał się na podeście schodów na górce, gdzie mieszkał Józef Czapski. Ledwie widzący malarz potknął się w ciemności o psa i runął ze schodów. Stracił przytomność, a gdy ją odzyskał w szpitalu, uwierzył, że jest z powrotem elewem w Korpusie Paziów w Sankt Petersburgu i mówił wyłącznie po rosyjsku. Cudem doszedł do siebie w dziewięćdziesiątej którejś wiośnie życia”. [Renata Gorczyńska, Psiość, Księga przyjaciół Wydawnictwa Próby].
Wśród uwiecznionych na rysunkach zwierząt znajdziemy także kota o imieniu Żółtek, który mieszkał jeszcze przy avenue Corneille.
Gdy Czapski przed II wojną światową mieszkał w Józefowie jego życiu towarzyszył Burek.